Welcome to our website !

Blog dla podróżujących rodziców

Berlin z dziećmi, podróże z dziećmi, Berlin z dzieckiem



No i nasze kanaryjskie wakacje dobiegają końca, już tylko parę dni zostało nam aby cieszyć się słoneczkiem i gromadzić witaminę D.

Ostatnie dni są bardziej intensywne, bo przyjechał Tato Łukasza i chcemy mu tu jak najwięcej pokazać.

Wjechaliśmy na Teide – widoki niesamowite, chłopaki pokonali szlak El Reparo – Garachico, o którym niedługo napiszę, byli również w Loro Parku oraz w górach Anaga. A ja miałam w końcu dzień tylko dla siebie :). Poszłam na przepyszny obiad do restauracji ekologicznej La Mana w Puerto i naprawdę było warto, na deser miałam przepyszną pana cotę waniliową polaną domowymi konfiturami z truskawek. Akurat niestety bateria mi wysiadła w aparacie i nie mogłam zrobić zdjęć, ale było przepyszne. A  potem pan na plaży zrobił mi masaż – pełen relaks :)

Szkoda będzie wyjeżdżać, ale z drugiej strony stęskniłam się już za rodziną i przyjaciółmi i za takim normalnym życiem, własną kuchnią i swoimi kątami. 

No i do pracy trzeba kiedyś wrócić :)

Na koniec trochę zdjęć, miłego popołudnia!!!


 Teide jest wszędzie

 Górski kogut :)

 Morze chmur

Widok z Teide
 Los Rebalejos

 La Orotava

 Anaga

 La Orotava

 La Orotava

Po męczącym szlaku :)

Na plaży w Los Christianos


 A kto zgadnie co tak kwitnie?


 Anaga


Mój wpis dotyczący Puerto, byłby na pewno niekompletny gdybym nie napisała o najbardziej znanym parku tematycznym na Wyspach Kanaryjskich – Loro Parku. 

Loro Parku nie da się przeoczyć, reklamy są absolutnie wszędzie, na każdym śmietniku i każdej wolnej przestrzeni. Bilet wstępu jest dosyć kosztowny – 34 euro za osobę dorosłą, fajną promocją jest to, że można kupić bilet na kolejną wizytę za jedyne 10 euro. Bilet ten musi być wykorzystany przez kolejne dwa tygodnie i nie można go przekazać innej osobie, gdyż przy zakupie pobierany jest odcisk palca osoby kupującej :).

Osobiście uważam, że do parku warto iść przede wszystkim, gdy ma się dziecko. W innym wypadku, to wszystko nie jest takie ciekawe, chociaż zależy, kto co tam lubi. Marcel był zachwycony, cały czas chodziliśmy oglądać ptaki – w jednym miejscu ptaki są puszczone wolno (jest siatka, która uniemożliwia ucieczkę), można podejść do nich naprawdę blisko i obserwować jak jedzą. Są też pokazy delfinów i orek, niby przyjemnie się ogląda, ale potem sobie człowiek uświadamia, że te biedne zwierzęta muszą tak występować 3 razy dziennie, codziennie, to już nie jest tak fajnie.

Jeden dzień spokojnie wystarczy na obejście parku i obejrzenie wszystkich atrakcji, ale trzeba sobie dać ten jeden dzień, żeby nie biegać od jednego pokazu do drugiego.

Jak ktoś zostaje dłużej, to opłaca się kupić bilet wstępu na cały rok – kosztuje tylko 63 euro.

A my już niedługo wracamy i aż zimno się robi na samą myśl o tym :), czemu u nas nie ma takiej wspaniałej pogody, ani za ciepło ani za zimno, tak idealnie.

Oczywiście gorąco pozdrawiamy!!!








O guachinche słyszałam już od mojego hosta w Puerto de la Cruz – Haralda. Opowiadał mi, że są to takie lokalne restauracje, które sprzedają własne wino i mogą one być otwarte tylko tak długo, jak mają to własne wino. Jak tylko wino się kończy, a następuje to najpóźniej w okolicach marca, guachinche jest zamykana. Ma to związek z tym, że to nie jest taka normalna restauracja, nie sprzedają oni innego alkoholu i nie muszą spełniać wszystkich norm, takich jak wyjścia ewakuacyjne, toalety itp. Głównie stołują się tam sami tubylcy i dobrze się z takim tubylcem tam wybrać. Nam się poszczęściło i Emilio, który jest Teneryfczykiem z dziada pradziada, jest wielbicielem guachinche i zna chyba wszystkie w okolicy. 

Chciał zabrać nas do swojej ulubionej, ale jest już niestety zamknięta, pojechaliśmy więc do następnej na liście.

Guachinche są zazwyczaj otwierane w garażach, a wystrój jest naprawdę klimatyczny.
Jedzenie było pyszne, świeżutkie i jak najbardziej tradycyjne.

Przyjęte jest, że w guachinche dostajemy jeden talerz z którego wszyscy jemy. 

Do jedzenia dostaliśmy najpierw fasolę z mięsem, następnie wątrobę wieprzową z frytkami, później wołowinę z warzywami w sosie, a na koniec pieczonego na ruszcie królika. Wszystko podane w niezbyt wyszukany sposób, dosyć ciężkostrawne, ale za to jakie pyszne! A, no i zapomniałabym o winie – również było super, chociaż trochę mocne i razem z Adele, piłyśmy je z mirindą.

A na koniec nie mogłam sobie odmówić domowego deseru – musu z czekoladą i herbatnikami. Tak się najedliśmy, że prawie się wytoczyliśmy stamtąd, ale naprawdę warto było. Jedzenie pycha, a klimat niepowtarzalny.

Jeśli chodzi o ceny – przystępne. Za obiad dla 4 osób, naprawdę solidny, dużo wina i napoje – 50euro.








Dzisiaj odwiedziliśmy stolicę wyspy – Santa Cruz i spędziliśmy bardzo przyjemny dzień.

W Santa Cruz nie ma za dużo zwiedzania, ale to pierwsze miasto, w którym poczułam, że można tam mieszkać – wszystkie pozostałe miejscowości są tak turystyczne, że czasami ma się wrażenie, że prawdziwe życie toczy się gdzieś indziej.

Pierwsze na co trafiliśmy w Santa, to pchli targ. Było tam naprawdę wszystko, masa ludzi i świetny klimat. My zakupiliśmy rowerek dla Marcela za 5 euro :).

Następnie poszliśmy do starej części miasta, niestety nie ma tam za wiele do oglądania. Na szczęście Marcel przysnął sobie, więc udaliśmy się do najbliższej knajpki na lampkę wina i tapas. Mogę z czystym sercem polecić to miejsce, jedzenie pyszne, a ceny przystępne: La Concepcion, Calle la Noria 4 – dokładnie obok kościoła Iglesia de la Concepcion.

Naszym kolejnym celem był park Garcia Sanabria. Po drodze do tegoż parku, przeszliśmy przez Plaza de Espana, gdzie znajduje się bardzo przyjemny plac zabawa, są palemki, bar i ławki, można sobie miło odpocząć.

Park Garcia Sanabria jest równocześnie ogrodem botanicznym. Są tam różne rzeźby, ciekawe fontanny i oczywiście plac zabaw, jest on jednak zdecydowanie przeznaczony dla starszych dzieci, ale do samego parku naprawdę warto pójść.

Naszym ostatnim celem była plażade las Teresitas – jedyna plaża na całej Teneryfie, gdzie jest biały piasek – specjalnie przywieziony z Sahary. Plaża bardzo nam się podobała, morze tam jest spokojne, żadnych fal, plaża długa i przyjemna, no i co ważne, znajduje się tam plac zabaw :).

Dzień był bardzo udany, odpoczęliśmy sobie, a jednocześnie coś zobaczyliśmy, a Marcel był zachwycony.
Pozdrawiamy gorąco!!!

 Inglesia de la Concepcion

 Pasta z serka i papryczki

 Królik w miodzie palmowym na ziemniaczkach

 Playa de las Teresitas

 Pchli targ

 Plaza de Espana

 Park Garcia Sanabria

Park Garcia Sanabria