Welcome to our website !

Blog dla podróżujących rodziców

Berlin z dziećmi, podróże z dziećmi, Berlin z dzieckiem



O guachinche słyszałam już od mojego hosta w Puerto de la Cruz – Haralda. Opowiadał mi, że są to takie lokalne restauracje, które sprzedają własne wino i mogą one być otwarte tylko tak długo, jak mają to własne wino. Jak tylko wino się kończy, a następuje to najpóźniej w okolicach marca, guachinche jest zamykana. Ma to związek z tym, że to nie jest taka normalna restauracja, nie sprzedają oni innego alkoholu i nie muszą spełniać wszystkich norm, takich jak wyjścia ewakuacyjne, toalety itp. Głównie stołują się tam sami tubylcy i dobrze się z takim tubylcem tam wybrać. Nam się poszczęściło i Emilio, który jest Teneryfczykiem z dziada pradziada, jest wielbicielem guachinche i zna chyba wszystkie w okolicy. 

Chciał zabrać nas do swojej ulubionej, ale jest już niestety zamknięta, pojechaliśmy więc do następnej na liście.

Guachinche są zazwyczaj otwierane w garażach, a wystrój jest naprawdę klimatyczny.
Jedzenie było pyszne, świeżutkie i jak najbardziej tradycyjne.

Przyjęte jest, że w guachinche dostajemy jeden talerz z którego wszyscy jemy. 

Do jedzenia dostaliśmy najpierw fasolę z mięsem, następnie wątrobę wieprzową z frytkami, później wołowinę z warzywami w sosie, a na koniec pieczonego na ruszcie królika. Wszystko podane w niezbyt wyszukany sposób, dosyć ciężkostrawne, ale za to jakie pyszne! A, no i zapomniałabym o winie – również było super, chociaż trochę mocne i razem z Adele, piłyśmy je z mirindą.

A na koniec nie mogłam sobie odmówić domowego deseru – musu z czekoladą i herbatnikami. Tak się najedliśmy, że prawie się wytoczyliśmy stamtąd, ale naprawdę warto było. Jedzenie pycha, a klimat niepowtarzalny.

Jeśli chodzi o ceny – przystępne. Za obiad dla 4 osób, naprawdę solidny, dużo wina i napoje – 50euro.








Dzisiaj odwiedziliśmy stolicę wyspy – Santa Cruz i spędziliśmy bardzo przyjemny dzień.

W Santa Cruz nie ma za dużo zwiedzania, ale to pierwsze miasto, w którym poczułam, że można tam mieszkać – wszystkie pozostałe miejscowości są tak turystyczne, że czasami ma się wrażenie, że prawdziwe życie toczy się gdzieś indziej.

Pierwsze na co trafiliśmy w Santa, to pchli targ. Było tam naprawdę wszystko, masa ludzi i świetny klimat. My zakupiliśmy rowerek dla Marcela za 5 euro :).

Następnie poszliśmy do starej części miasta, niestety nie ma tam za wiele do oglądania. Na szczęście Marcel przysnął sobie, więc udaliśmy się do najbliższej knajpki na lampkę wina i tapas. Mogę z czystym sercem polecić to miejsce, jedzenie pyszne, a ceny przystępne: La Concepcion, Calle la Noria 4 – dokładnie obok kościoła Iglesia de la Concepcion.

Naszym kolejnym celem był park Garcia Sanabria. Po drodze do tegoż parku, przeszliśmy przez Plaza de Espana, gdzie znajduje się bardzo przyjemny plac zabawa, są palemki, bar i ławki, można sobie miło odpocząć.

Park Garcia Sanabria jest równocześnie ogrodem botanicznym. Są tam różne rzeźby, ciekawe fontanny i oczywiście plac zabaw, jest on jednak zdecydowanie przeznaczony dla starszych dzieci, ale do samego parku naprawdę warto pójść.

Naszym ostatnim celem była plażade las Teresitas – jedyna plaża na całej Teneryfie, gdzie jest biały piasek – specjalnie przywieziony z Sahary. Plaża bardzo nam się podobała, morze tam jest spokojne, żadnych fal, plaża długa i przyjemna, no i co ważne, znajduje się tam plac zabaw :).

Dzień był bardzo udany, odpoczęliśmy sobie, a jednocześnie coś zobaczyliśmy, a Marcel był zachwycony.
Pozdrawiamy gorąco!!!

 Inglesia de la Concepcion

 Pasta z serka i papryczki

 Królik w miodzie palmowym na ziemniaczkach

 Playa de las Teresitas

 Pchli targ

 Plaza de Espana

 Park Garcia Sanabria

Park Garcia Sanabria


Dzisiaj wybraliśmy się na szlak w Narodowym Parku Teide, wycieczka doszła do skutku dzięki naszemu gospodarzowi Emilio.

Przyjechał po nas z żoną Adele i pieskiem Lolo, zapakował do samochodu i zabrał w drogę.

Ile dokładnie kilometrów przeszliśmy, to nie wiem, oszacowaliśmy, że około 8 we dwie strony.

Szlak jest łatwy i przyjemny, jak najbardziej dostępny dla rodzin z dziećmi. Praktycznie cała trasa jest płaska, zdarzyło się tylko kilka podejść.

Za to widoki są niesamowite. Teneryfa ciągle nas zaskakuje, góry w Parku Teide są tak inne od gór Anaga, że wręcz trudno w to uwierzyć. Anaga są zielone, bujne, w Teide jest krajobraz iście księżycowy, pusto, dużo kamieni, jedynie małe, karłowate krzaczki rosną. 

Marcelowi bardzo się podobało, tarzał się w piasku, rzucał i sypał  kamieniami, ciągle się przewracał, a ja się dziwiłam, że nic mu się nie dzieje. Aż sama usiadłam na ziemi i te kamyki, są takie… no, miękkie :).

Szlak bardzo nam się podobał, na pewno jeszcze tam wrócimy, bo było niesamowicie.

A na koniec jeszcze udaliśmy się do guachinche na pyszne jedzonko, ale to już temat na kolejny wpis :).


El Teide w całej okazałości

 Pustynnie

 Najlepszy plac zabaw


W oddali widać góry wyspy na wyspie Las Palmas

 Nasz szlak