Welcome to our website !

Blog dla podróżujących rodziców

Berlin z dziećmi, podróże z dziećmi, Berlin z dzieckiem

Kolejny dzień, niestety musieliśmy spędzić w drodze. Mieliśmy do przejechania ok 220km do naszego następnego hosta Alessandro, do nadmorskiej miejscowości Pietrasanta.

Po drodze zahaczyliśmy o Modenę, gdzie obowiązkowo zjedliśmy lody i pochodziliśmy trochę po starówce, która jest przepiękna. Marcel zaś poprowadził sobie wózek - to jest teraz jego zabawa nr 1 :).

Maluch na szczęście prawie całą drogę nam przespał, a gdy się obudził, to zrobiliśmy sobie przystanek w La Spezii, ślicznej nadmorskiej miejscowości, która znajduje się zaraz obok Parku Narodowego Cinque Terre.

W La Spezii spędziliśmy ok 3h, pochodziliśmy trochę po mieście i spędziliśmy sporo czasu w Parku Giardini Pubblici, gdzie znajduje się świetny plac zabaw. Następnie zapakowaliśmy się do auta i po przejechaniu 50 km, znaleźliśmy się u naszego hosta, który czekał na nas ze swoimi dwoma przyjaciółmi Andreą i Daniele. Wszyscy okazali się bardzo sympatyczni i otwarci, kazali nam się przebrać i pojechaliśmy pokąpać się trochę w morzu. Wieczorem zaś pojechaliśmy do niedalekiego Camaiore, gdzie odbywał się mały festiwal uliczny z okazji pierwszego dnia lata. Zjedliśmy tam pyszną kolację i posłuchaliśmy trochę ulicznych grajków.

Następnego dnia postanowiliśmy nigdzie się nie ruszać i wypoczywać cały dzień. Nasz host mieszkał w pięknym domu z ogrodem, więc Marcel był wniebowzięty i się nie nudził. A ja pobrałam kilka lekcji włoskiego gotowania, bo Alessandro jest zapalonym kucharzem i serwował nam same pyszności :).

To był prawdziwy relaks a pogoda jak najbardziej dopisywała :).

Pozdrawiamy!!!


 Modena

 Marcel w Modenie :)

 Modena

 Lody, lody, lody :)

 Widok na La Spezię

 Giardini Pubblici w La Spezii

 La Spezia

 plaża nie wiem dokładnie gdzie :)

 Od lewej: Daniele, Alessandro i Andrea

Włoskie pyszności

 Włoska szkoła gotowania

I efekty :)

Na nasz 3 dzień we Włoszech, zaplanowaliśmy sobie wycieczkę do Comacchio, małego miasteczka na wschodnim wybrzeżu. Stwierdziliśmy, ah! 130km w jedną stronę to przecież tak niedaleko :). No i bardzo potem żałowaliśmy tej głupiej decyzji. Nie to, że miasteczko było brzydkie, bo nie było, ale jednak taka długa podróż w taki upał i z małym dzieckiem to był koszmarny pomysł - Marcel szalał w samochodzie.
Prócz Comacchio odwiedziliśmy jeszcze Lido di Volano, gdzie chłopaki się trochę pokąpali, ja żałowałam bardzo, że nie wzięłam ze sobą kostiumu kąpielowego bo woda była ciepła jak w wannie, jeszcze nie doświadczyłam nigdzie takiej ciepłej wody nad morzem. Na koniec Marcel został siłą wyciągnięty z wody, bo ruszyć się nie chciał stamtąd (z perspektywą dwóch godzin w samochodzie to wcale mu się nie dziwię).
 Zajechaliśmy również do rezerwatu ptaków, żeby popatrzeć trochę na flamingi, ale park był kiepsko zorganizowany i nie było się nawet gdzie przejść.
W drodze powrotnej pojechaliśmy jeszcze tylko do Bolonii, trochę się przeszliśmy po starówce, zjedliśmy spaghetti po bolońsku i wróciliśmy do domu mega wykończeni, nie był to najbardziej wakacyjny dzień, zwłaszcze dla Łukasza, który już nie mógł nawet patrzeć na samochód :).

 Comacchio

 Comacchio

 Comacchio - sztuczne kaczki, kto to w ogóle wymyślił???

 Comacchio

  Lido di Volano - prawie wszystkie plaże są tam prywatne, ale właściciele muszą udostępnić dostęp do morae za darmo - takie jest prawo

 Bolonia

 Krzywe wieże w Bolonii :)

Bolonia

W zeszły wtorek polecieliśmy na wakacje do Włoch. Oczywiście jak to zwykle bywa, obiecywaliśmy sobie, że będzie spokojnie i jak najmniej w samochodzie, a ja będę codziennie zdawała relację z wyprawy. Jest jednak  trochę inaczej i dzisiaj mamy poniedziałek, a tu pierwszy wpis dopiero :). No nic, czas nadgonić zaległości.

Przylecieliśmy z Łodzi do Bergamo i planujemy zostać we Włoszech 11 dni. Wypożyczyliśmy samochód, odlot do Polski mamy z Rzymu, więc mamy do przejechania w prostej linii ok 700km (już przejechaliśmy 1200km), a że nie zawsze nocujemy po drodze, to sporo więcej.

W Bergamo nocowaliśmy w Central Hostel BG (http://www.centralhostelbg.com/) - lądowaliśmy bardzo późno, więc nie było innego wyjścia (resztę noclegów korzystamy z couchsurfing.org). Jest to bardzo przyjemny hostel w samym centrum, śniadanie jest wliczone w cenę. Hostel jest dosyć drogi – 50 euro za dwie osoby w dormitorium 6-ścio osobowym. Dziecko do lat 3 nie płaci. 


W Bergamo trochę sobie połaziliśmy po starym mieście, jest urocze. Marcel pokąpał się w fontannie, a na końcu trafiliśmy do miłego parku w którym był mały plac zabaw.

Następnie udaliśmy się do Parku Suardi (poleciła nam go pani w informacji turystycznej) i naprawdę warto się tam z dzieckiem udać. Jest super – świetna fontanna w której się można popluskać, ogromny plac zabaw na którym dziecko w każdym wieku znajdzie coś dla siebie, staw z rybkami, zakątek, gdzie były kaczki, kury, gęsi a nawet wygrzewający się na słońcu żółw. Jest nawet toaleta – mini domek dla dzieci do lat 5. Marcel bawił się w tym parku świetnie.

Po zabawie wykończony usnął, a my zaczęliśmy zbierać się do drogi – mieliśmy do przejechania aż 200km do Modeny, gdzie czekał na nas nasz host Mirco.

Niestety nie zdecydowaliśmy się na autostradę i bardzo tego żałowaliśmy, droga jest brzydka, monotonna i zagmatwana, bardzo długo nam zajął dojazd i ogólnie negatywnie to przeżyliśmy . Na miejsce dotarliśmy dopiero ok 23. Więc się tylko przywitaliśmy, do łóżka i spać :).

Pozdrawiamy i do napisania! 


włoska kuchnia jest super




park na starym mieście


uwielbiam takie urocze warzywniaki, kiedyś otworzę taki w Łodzi :)




kibelek dla dzieci

 ptaszarnia




W końcu, po dwóch miesiącach w domu, ruszyliśmy się :)! Dla mnie dwa miesiące było już stanowczo za długo i niecierpliwie przebierałam nóżkami, by w końcu gdzieś się wyjechać. Nasz cel: Norwegia.
O wyborze Norwegii, jak to zwykle bywa, zadecydowały bardzo tanie bilety lotnicze do Bergen. W dwie strony zapłaciliśmy za naszą trójkę tylko 300zł.
Jeśli chodzi o Norwegię, to czytałam sobie wcześniej trochę na temat tego kraju, że porządek, że pięknie, że dużo pada i że okropnie drogo. Ale tak sobie myślałam, eh, okropnie drogo, to pewnie tak do wytrzymania, jakoś damy rade, w Anglii niby też jest drogo. Zastanawiałam się nad wzięciem zapasów jedzeniowych, ale w końcu zrezygnowałam i jedyne, co zabralam  to paczka pieluch, słoiczki dla Marcelka na każdy dzień, płatki na śniadanie i mokre chusteczki. No i bardzo żałowałam, że tylko tyle rzeczy zabrałam. Tam jest rzeczywiście OKROPNIE drogo. Na szczęście, przez 4 dni byliśmy goszczeni przez moją koleżankę Marysię, a więc objadaliśmy ich lodówkę i korzystaliśmy z polskiej gościnności :). 





Każdemu kto wybiera się do Norwegii, a tam nie zarabia bądź nie jest mega bogaty, polecam wykupienie dodatkowego bagażu i wzięcie jedzenia na cały pobyt. Przykładowe ceny: bochenek chleba w piekarni 20zl, drożdżówka z cynamonem 17zl, dwa(!) naleśniki w knajpce 60zl. No, to resztę sobie można wyobrazić. Noclegi również nie należa do najtańszych, w hostelu (YMCA hostel,  świetne warunki dla dzieci, jest salka, gdzie jest wielka szafa z zabawkami, klockami i samochodzikami), w którym niestety już nie było dla nas miejsca, jest to koszt 100zł od osoby, w 8-osobowej sali, a my spaliśmy na kwaterze prywatnej, w przepięknym mieszkaniu za 300zł za noc. No, to to by było na tyle narzekania, bo...
Norwegia jest przepiękna! i ja tam kiedyś wrócę! jak tylko Łukasz znajdzie sobie pracę na platformie wiertniczej w norweskiej firmie :))).



Jak juz wczesniej pisalam, przez 4 dni byliśmy u Marysi i Rafała, w wiosce, która nazywała się Sande. Sande jest malutkie, nie jeżdżą tam żadne autobusy, najbliższy sklep jest oddalony o 15 km, ale za to jest tam ślicznie - chodziliśmy sobie na spacery, a w którą stronę się nie ruszyliśmy, to zaraz droga się kończyła i wychodziliśmy na śliczną zatoczkę. Mieliśmy niebywałe szczęście, że na przeciwko naszego domku bylo przedszkole - był tam plac zabaw, masa zabawek i popołudniami nikogo tam nie było, a brama była otwarta. Marcel był wniebowzięty - cały czas z rodzicami, dużo zieleni, przestrzeni do gry w piłkę i pusta droga po której można było biegać.







Po 4 dniach, promem dostaliśmy się do Bergen. Tam również pogoda nam dopisała (a podobno jest to najbardziej deszczowe miasto w Europie - raz pod rząd lało 83 dni) i trochę sobie pospacerowaliśmy oraz wjechalismy kolejką na Floyen (szczyt o wysokości 399m, jeden z siedmiu otaczających Bergen)
Bergen jest cudne - bardzo zadbane, urokliwe, pełne drewnianych śłicznych domków, wszędzie są kwiaty, bardzo nam się podobało. No i pełno tego, czego nam tak strasznie brakuje w Łodzi - lasy, szlaki piesze, zatoczki - dla wielbicieli spędzania czasu na świeżym powietrzu - raj.
Na Floyen znajduje się bardzo fajny plac zabaw - prawie całkowicie wykonany z drewna, Marcelowi bardzo się tam podobało. Niedaleko znajduje się również park Trolli.



Chwilę przed odlotem byliśmy również na targu rybnym i w Bryggen, Marcelowi na targu bardzo podobały się krewetki (?).

Podsumowując naszą wyprawę - na pewno czuję niedosyt i na pewno do Norwegii wrócę. Nawet powiesiłam sobie mapkę na szafie i codziennie na nią patrzę. Chciałabym wyruszyć na szlak z plecakiem na plecach, namiotem, śpiworem i całym ekwipunkiem i wbić się w te odludne tereny.
Ale to może kiedyś jak zaciśniemy pasa i sobie na tą wyprawę sporo zaoszczędzimy :).

Dzisiaj chciałabym Wam napisać o moim ostatnim, bardzo ciekawym odkryciu.
A mianowicie o pomarańczach z Sycylii i różnych innych pysznościach.

 Któregoś tam wieczoru, jak Marcel smacznie spał, jak zwykle buszowałam w internecie i trafiłam na taki bardzo ciekawy wpis na blogu:

http://ziolowyzakatek.com.pl/o-ludziach-kochajcych-je-najlepszej-oliwie-z-oliwek-i-czerwonych-pomaraczach/

a że jestem niepoprawnym łakomczuchem i uwielbiam świeże, sezonowe produkty, najlepiej ekologiczne, czym prędzej udałam się na stronę tej farmy:

http://www.incampagna.pl/jak_pracujemy/sprzedaz_bezporednia/

No i czym prędzej zamówiłam sobie swoje własne coubotto :) .



 Wszystko jest po prostu przepyszne!!!

A zamówiłam:

- awokado (3.5 kg) - nigdy nie jadłam lepszego, po prostu rozpływa się w ustach
- świeżą oliwę (1l) - ma mocny, intensywny smak, super do każdej sałatki
- cytryny (2kg) - już robiłam z nimi i ciasto i babeczki (tak żeby się nawet skórka nie zmarnowała), bardzo aromatyczne
- pomarańcze (5kg) - pomarańcze to największy hicior - wyglądają bardzo niepozornie, ale po prostu rozpływają się w ustach, są słodkie, pyszne, po prostu niebo w gębie :), a do tego krwisto czerwone, nie jadłam jeszcze nigdy tej odmiany, pyszne w sałatce z mozarella i rukolą
- miody z kwiatów pomarańczy - smaczne - ale nie czuję żadnej szczególnej nuty smakowej, Marcel uwielbia kanapki z tym miodkiem
- mydło - jeszcze nie otworzone

Zachęcam mocno do zakupów, bo naprawdę warto. Za tą paczkę zapłaciłam  268  już z przesyłką. W niektórych miastach działają grupy zakupowe (np. w Krakowie) i można sobie zamówić np tylko 3kg pomarańczy :) - na spróbowanie. Ja żałuję, że u nas w Łodzi nie ma.
Zamówienia można składać raz w miesiącu i nowa tura jest aktualnie otwarta. Zamówienia można składać do 13 marca.
Same pyszności, naprawdę warto :)).

Pozdrawiam! I idę zjeść pomarańczkę :).



Marcel jest bardzo dziwnym dzieckiem jeśli chodzi o jedzenie, nigdy nie mogę dojść do tego, od czego to zależy, że raz zjada cały talerz zupy z mięsem i makaronem, a innego dnia nawet nie chce tego spróbować.

Przyznam szczerze, że odżywianie mojego synka powoduje u mnie dużo frustracji. Najgorzej jest jak gotuję, stram się, przyrządzam super posiłki ze zdrowych, ekologicznych produktów, a Marcel nawet nie chce na nie spojrzeć. Jestem wtedy bardzo zła. Dodatkowo, mój syn nie ma najmniejszych problemów z jedzeniem z żłobku - myślę, że wpływ na to ma również to, że wszystkie dzieci jedzą, to on też.
Sytacja z niejedzeniem powodowała we mnie tyle niezdrowych emocji, że postanowiłam wyluzować: owszem, gotuję, ale już niczego nie wmuszam i nie złoszczę się. Jak Marcel nie chce jeść, to sama zjadam. I co? Zaczął jeść, więc to chyba wszystko w głowie siedzi :).

Chciałabym się z Wami podzielić pomysłem na zdrowe przekąski dla dzieci. My w ogóle nie dajemy małemu słodyczy. Wiadomo, że jak jesteśmy w gościach, czy ktoś mu coś da, to pozwalamy, ale jest to naprawdę bardzo mocno ograniczone. Do picia zaś dajemy mu ziołowe herbatki ekologiczne, słodzone miodem - bardzo smakują.

Przekąski:
- rodzynki
- żurawina
- pestki dyni
- pestki słonecznika
- chrupki kukurydziane
- suszone morelki
wszystko to zazwyczaj mieszam i kładę w małej miseczce na widocznym miejscu, Marcel sobie podjada, w drugiej miseczce kroję zaś różne owoce na małe kawałki:
- banany
- pomarańcze
- gruszki
- jabłka
a także marchewkę

Polecam, wszystko zdrowe i wartościowe, a także słodkie - dziecko już naprawdę nie ma ochoty na słodycze :).

Ostatnio też wyszukałam fajny przepis na ciepłą przekąskę z marchewki:

4 -5 marchewek obieramy, kroimy na talarki, wkładamy do naczynia żaroodpornego, a następnie dodajemy olej kokosowy, zmielony kumin, sół i pieprz i dokładnie mieszamy. Ustawiamy piekarnik na 190 stopni i pieczemy tak długo aż marchewka jest miękka i trochę zaczyna się zawijać.
Nowy, ciekawy smak.
Naprawdę smaczne dla małych i dużych, Marcel bardzo lubi :).

Chciałabym również polecić świetną książkę ze zdrowymi, zróżnicowanymi przepisami dla dzieci:
'Odżywiaj dziecko w zgodzie z naturą' Bożena Żak-Cyran


  Wiele przepisów już wypróbowałam i wszystko jest pyszne, zdrowe i pożywne!

  A Wy, jakie macie pomysły na zdrowe przekąski?


Dzisiaj odbyliśmy naszą pierwszą wizytę u dentysty, no cóż, napiszę tylko, że nie zakończyła się ona sukcesem.

Chciałabym jednak w tym poście zarekomendować poradnię stomatologiczną w której byliśmy, może być to przydatna informacja dla mieszkanek Łodzi :).

W związku z tym, że Marcel od pewnego czasu miał żółty osad na zębach, postanowiłam pójść się skonsultować z lekarzem stomatologiem.

Pedontologia - czyli stomatologia dziecięca znajduje się w Łodzi w Instytucie Stomatologii Uniwersytetu Medycznego na Pomorskiej.

Pierwsze zaskoczenie: szybki termin, dzwoniłam we wtorek, wizyta na czwartek, super!

Drugie zaskoczenie: bardzo miły pan w rejestracji.

Trzecie zaskoczenie: obok pokoju w którym dzieci były leczone - kącik, z dywanem i zabawkami,
stolikiem, kolorowankami i kredkami, świetnie!

Czwarte zaskoczenie: lekarka, student i pan pielęgniarz: przemili, uśmiechnięci, wprowadzający bardzo fajną atmosferę.

Niestety Marcel nie docenił tych wszystkich atutów i jak tylko zobaczył panią w białych rękawiczkach, to wpadł w taką histerię, że nie sposób było go uspokoić. Nie chciał zębów pokazać, dotknąć się w ogóle nie pozwolił. Pani na szczeście dojrzała nasz problem i powiedziała, że to nic poważnego, tylko osad i spróbują go wyczyścić. Ale nie udało się to oczywiście, więc żeby nie zniechęcać małego pacjenta na przyszłość - zaniechaliśmy. Mamy się pojawić za 3 miesiące.

W jednym słowie: polecam!!! Miło, profesjonalnie i przyjemnie, a rzadko chyba można coś takiego napisać o przychodni stomatologicznej! :)