Welcome to our website !

Blog dla podróżujących rodziców

Berlin z dziećmi, podróże z dziećmi, Berlin z dzieckiem

W zeszłym tygodniu przedszkole naszych dzieci było zamknięte przez dwa dni ze względu na spotkanie organizacyjne personelu. Każdy powód jest zawsze dobry, żeby zrobić sobie małe wakacje. Zwłaszcza, że za dwa tygodnie zaczynam nowa pracę, muszę wybrać zaległy urlop i prawdopodobnie nie będę miała żadnych dni wolnych przez najbliższe pół roku.

Tym razem postanowiliśmy wybrać się w góry. Marcel od pewnego czasu mówił nam, że bardzo w góry chciałby pojechać,więc postanowiliśmy spełnić jego marzenie. Nie chcieliśmy jechać nigdzie bardzo daleko, nie chcieliśmy również jechać w wysokie góry, aby dzieci też mogły trochę podreptać.

Wybór nasz padł na Góry Kaczawskie. Z Berlina jest to niecałe 300km. Wyruszyliśmy w środę wieczorem, tak żeby dzieci spały, gdyż Roma wciąż nie lubi jeździć samochodem i urządza nam niezłe awantury.

Zatrzymaliśmy się w Gościńcu pod Grusza, przesympatycznnym miejscu w Starej Kraśnicy. Właściciele są bardzo mili, a pokoje fenomenalne! Mieliśmy pokój dwupoziomowy, mogliśmy na dole położyć dzieci, a sami na górze obejrzeć film i napić się wina.

Atrakcji w okolicy nie brakuje, oczwiscie nie udało nam się dotrzeć do badzo wielu z nich, niemniej jednak parę pięknych miejsc odwiedziliśmy.

Byliśmy w Zlotoryji, najstarszym miasteczku w Polsce, znajduje się tam piękna Starówka, można wejść na basztę oraz odwiedzić starą kopalnię złota.








Odwiedziliśmy również Zamek Grodziec, przepiękny zamek, gdzie można pochodzić po wieżach i krużgankach, Marcel wybrał sobie miecz, bawiliśmy się że jest moim rycerskim przewodnikiem, bardzo mu się tam podobało, nie chciał wychodzić. A ja muszę przyznać, że ten zamek na mnie również zrobił ogromne wrażenie.




W okolicy zamku znajduje się Grapa, to taki ośrodek parafialny w którym są sarenki, jelenie, zające, lamy i różne inne zwierzęta. Można przyjechać i pokarmić je, trzeba tylko wziąć że sobą worek marchwi i jabłek, bo zwierzęta są bardzo żarłoczne, my wzięliśmy tylko kilka kilogramów i było to zdecydowanie za mało. Na terenie ośrodka, znajduje się również małpi gaj, gdzie dzieci mogą poszaleć.








Marcel zdobył swój pierwszy szczyt - Ostrzyca, 501 m.n.p.m. Był z siebie bardzo dumny. Wchodziło nam się szybko i przyjemnie, jemu najbardziej podobało się wchodzenie po schodach, ja wołałam za nim żeby chwilkę poczekał, a on tylko 'mamo, koniec odpoczynku, idziemy! (i biegł). Widoki z góry super, pogodę mieliśmy przepiękna.





Odwiedziliśmy również Organy Wielislawskie - są to odsłonięte skały o bardzo ciekawej strukturze. Marcel oczywiście się na nie zaczął wspinać, chyba musimy go na wspinaczkę zapisać.


W drodze powrotnej mieliśmy odwiedzić trzy miejsca, skończyło się na tym, że spędziliśmy spokojne popołudnie w miasteczku Wlen. Ładne centrum, stare kamieniczki, możne się przejść na miły spacer.





Jeśli chodzi o noclegi, to Gościniec pod Grusza był naprawdę super. Jeśli chodzi o gastronomię, to koniecznie odwiedźcie Villę Grete. Przepyszne jedzenie, naprawdę przepyszne, nie mogę się nachwalić. Wszystkie produkty sezonowe, świeże, z okolicznych gospodarstw. Ceny co prawda wyższe od przeciętnych, ale naprawdę warto. Na dodatek, jest to idealne miejsce dla rodzin z dziećmi. Piękny plac zabaw, leżaki, hamaki, stare drzewa, idealne miejsce w którym można spędzić i całepopołudnie. Villa Greta mieści się w bardzo przyjemnej wsi Dobków, która jest warta zwiedzenia.



Ciężko było nam wracać do domu, zwłaszcza, że pogodę mieliśmy przepiękna, 20 stopni, Roma biegała na bosaka, poranki tylko były chłodne. Po takich wypadach baaaaaaaaardzo tęskni mi się do Polski! Dobrze, że jest tak niedaleko i mogęodweidzac ja, kiedy tylko dusza zapragnie.


W ten weekend wybraliśmy sie do Szwajcarii Marchijskiej. Ostatnio stwierdziliśmy, ze w ogóle nie zwiedzamy Brandenburgii i czas to zmienić. Tak wiec spakowaliśmy śpiwory i namiot oraz kilka innych rzeczy i wyruszyliśmy. Na szczescie miejsce to jest całkiem blisko Berlina, bowiem Roma nie znosi jeździć samochodem i podróże z nia na dłuższe dystanse to istna katorga. 
Zatrzymalismy sie na polu namiotowym nad jeziorem Klobich. Podczas gdy Łukasz rozkładał namiot, ja i dzieci poszliśmy wylegiwać sie na plaży. Maluchy były zachwycone. Jezioro czyste z długim pasem płycizny. Obydwoje nie chcieli wychodzić z wody. 
 
 
Wybraliśmy się również do Buckow, gdzie znajduje się centrum turystyczne Szwajcarii Marchijskiej. Jest to przeurocze miasteczko, położone bodajże nad 4 jeziorami. Zachwyca starymi kamieniczkami, ślicznymi willami oraz miłą atmosferą. 
 









 
Jednego dnia pospacerowaliśmy sobie trochę oraz zjedliśmy na obiad świeżą rybę złowioną przez okolicznego rybaka. 
 



 
Drugiego dnia z kolei przeszliśmy się na przemiły plac zabaw, a następnie wynajęliśmy rowery i pojechaliśmy bardzo ładna ścieżka, w lesie wzdłuż rzeki. Zdjęć ze szlaku niestety niewiele, bowiem w trakcie złapała nas ulewa, ale było naprawdę przepięknie. Zwłaszcza gdy po deszczu wyszło słońce i wszystko zostało spowite ciepłym światłem. 
 





Do Szwajcarii Marchijskiej na pewno wrócimy. Jest tam wiele wspaniałych dróg rowerowych i do wędrówek pieszych. Jest spokojnie i zielono. Naprawdę można sobie odpocząć. 
Wczoraj Łukasz miał urodziny i z tej okazji, wybraliśmy sie do Zoo. Dla mnie była to pierwsza wizyta. Dzieci z Łukaszem były juz tam rok temu. 
Bardzo mi sie tam podobało. Zoo jest przepięknym miejscem w ktorym z powodzeniem mozna spędzić cały dzien. Ja żałuje, ze poszliśmy tam po mojej pracy, bo w sumie to byliśmy tylko 2.5h i nie zobaczyliśmy nawet połowy zwierząt. 
To co bardzo mi sie podobało to architektura. Budynki mieszkalne dla zwierząt, to nie sa jakies tam proste pudełka, tylko każde jest przemyślane i pięknie zaprojektowane, dodaje to temu miejscu niepowtarzalny klimat. 





Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o placu zabaw. A wierzcie mi, jest co wspominać. Dobra rada: dzieci zabierzcie tam dopiero jak juz Wam sie znudzi chodzenie, bo nie bedą chciały stamtąd pojsc. Plac zabaw jest ogromny i niesamowity. Mozna wspinać sie, chować, skakać i co tylko sobie kto wymyśli. Dziecko w każdym wieku i o każdym potencjale energii sie tam odnajdzie. Marcel nie chciał oczywiście stamtąd wyjsć, dopiero informacja o tym, ze wkrótce Zoo zamykają, przekonała go, a i to nie bez oporów. 


Mam nadzieje, ze niedługo znów sie tam wybierzemy, ale tym razem na pewno zarezerwujemy sobie cały dzien. Mozna zabrać jedzenie ze sobą, sa stoły i ławki, mozna zrobic sobie piknik. 
Zoo jest otwarte od 9 do zmierzchu, co w praktyce oznacza, ze wszystko zaczyna zamykać sie o 18. 
Koszt dla 4 osobowej rodziny (dzieci od 5go roku życia) to €35. Maluchy wchodzą za darmo, a wtedy bilet dla dorosłego kosztuje €13. 
Polecam, bo naprawdę warto. 
A jutro pod namioty jedziemy! :)