Welcome to our website !

Blog dla podróżujących rodziców

Berlin z dziećmi, podróże z dziećmi, Berlin z dzieckiem

Ten wpis mam gotowy od dawna, czekałam na zdjęcia, w końcu są, więc mogę udostępnić :).
W związku z wciąż zmieniająca się pogodą, mieliśmy okazję spróbować rożnych atrakcji dostępnych na Pojezierzu Drawskim, i tych na deszcz i tych na słońce.

Przez 4 dni byliśmy pod namiotami na campingu Wajk nad jeziorem Drawsko. Camping taki sobie, bardzo dużo ludzi i mało kameralny. Dużym plusem jednak było zaplecze socjalne: stołówka z posiłkami, prysznice, cały sanitariat. Jednak następnym razem na pewno wybierzemy inne miejsce, bliżej natury gdyż na Wajku tej natury w ogóle nie poczuliśmy.


Jeśli chodzi o pogodę, to przez 2.5 dnia padało i wiało. W nocy było raz 5 stopni, zmarzłam za wszystkie czasy. Było na tyle zimno, że pojechaliśmy do lumpeksu i ja kupiłam sobie kurtkę narciarską w której spałam i chodziłam cały dzień. Najlepsze jest to, że dzieci były zachwycone! Ja w nocy budziłam się po kilka razy i sprawdzałam ich temperaturę, a oni byli cieplutcy :). 


A tutaj lista atrakcji z których skorzystaliśmy:

- pieczenie bułek i lepienie z gliny z Żelisławskim Zapiecku. Pod numerem: 0 605 578 600, można umówić się z przmilą Panią, która przygotuje ciasto drożdżowe i konfitury domowe. Dzieci mogą lepić bułki, nakładać konfiturę a na końcu pomóc pani włożyć bułki do pieca. A jakie te drożdżówki były pyszne! Następnie dzieci siadają przy stole i lepią sobie z gliny, a na końcu pani pokazuje jak działa krosno. Koszt takiego spotkania zależy od liczby osób, my płaciliśmy 10zl od osoby, osób było ok 12. 













- Sławogród - jest to zrekonstruowany średniowieczny gród w którym codziennie o 16 odbywa się szkolenie na rycerza. Marcel i Bartek, nasi czterolatkowoe byli zachwyceni. Podczas szkolenia dzieci wykonują rożne zdania ruchowe, strzelają z łuku, przeciągają linę, itp, a na końcu są mianowani na rycerza. Marcel był bardzo przejęty i z dumą nosił swój dyplom. Wieczorem do mnie podszedł i powiedział: "mamo, jestem wolnym człowiekiem!"(tak brzmiał początek mianowania :)). Po szkoleniu pani oprowadza po grodzie i opowiada ciekawe historie. Koszt to: 10 zł bilet normalny, 5  ulgowy a dzieci do lat 4 wchodza za darmo plus 5 zł kosztuje szkolenie rycerskie. 










- spływ Drawą - chyba najfajniejsza atrakcja. W czwórkę płynęliśmy kajakiem na odcinku (nie pamietam jakim i maz tez nie pamieta, jak sie dowiem, to dopisze :)). Trasa zajmuje ok 3.5h z jednym dłuższym postojem na dzikiej płazy i jednym krótszym.  Ja miałam pełno obaw zanim zdecydowałam się na ten spływ i obawy te na szczęście nie spełniły się. Jedną z obaw było jak wytrzyma Roma, a Roma po 15 minutach podróży po prostu usnęła, ukołysaliśmy ją :). Marcel trochę narzekał i pod koniec spływu było już cieżko, obydwoje marudzili, ale generalnie było naprawdę świetnie. Droga spływu nie należy do najtrudniejszych, rzeka jest płytka, prawie cały czas widać dno. Od czasu do czasu pojawiają się przeszkody takie jak np zwalony pień, ale to tylko urozmaica podróż. Ok 30 min płynie się przez jezioro, i tak z Marcelem się trochę bałam, a on to bardzo. Ogólnie polecam dla dorosłych bez problemu żadnego, aczkolwiek z dziećmi w przyszlosci na pewno wybrałabym trasę krótsza: 2-2.5h. Koszt to 40zl od osoby, już z transportem. 


- Ryby Lubię - najsmaczniejsza restauracja Pojezierza. Przepyszne ryby i jeszcze lepsza zupa rybna. Samo miejsce jest atrakcją samą w sobie, gdyż na terenie restauracji znajduje się jezioro i stawy hodowlane, gdzie można obserwować ryby. Od razu przy wejściu znajduje się duże akwarium w którym można podziwiać piękne okazy ryb. Posiłki przepyszne, tatar z łososia boski, desery podobnie. Naprawdę szczerze polecam. Dla dzieci jest dużo miejsca do biegania, jest też mały plac zabaw, są stoliki i krzesełka do karmienia. Jeśli nie po drodze to naprawdę warto nadłożyć drogi :). Ceny przystępne - obiad z rybą ok 35 zł, zupa rybna 12zł, rosół 7zł.







- taka najsłabsza atrakcja, ale jak leje to co robić: figloraj w Złocieńcu. Mały, czysty i zadbany. Na przeczekanie deszczu z sam raz. W Złocieńcu znajduje się rownież kino, gdzie są puszczane bajki, nam jednak nie udało się skorzystać z tej atrakcji. 



Podsumowując, Pojezierze Drawskie skradło nasze serca. Jest tam naprawdę przepięknie i jeszcze wiele miejsc czeka na odkrycie. Piękne trasy rowerowe, kajakowe i piesze. A na dodatek naprawdę niewiele ludzi i ZERO komarów, nie dorobiliśmy się też żadnego kleszcza!
Świetne miejsce na spokojne wakacje na łonie na tury. 
Pozdrawiam!


W ubiegły weekend odwiedziliśmy Muzeum Metra Berlińskiego. Muzeum to prowadzone jest przez wolontariuszy i otwarte jest tylko jeden dzień w miesiącu: każdą drugą sobotę miesiąca. Koszt biletu jest symboliczny i wynosi €2.Muzeum jest bardzo ciekawe i widać, że prowadzone jest przez zapaleńców. Niestety nie ma żadnych pojazdów, co byłoby najciekawsze, ale jest tyle eksponatów, urządzeń i materiałów, że i bez wagonów metra warto to muzeum odwiedzić. Nam jak i dzieciom, bardzo się podobało, zapraszam na fotorelacje i gorąco pozdrawiam!

Strona internetowa: http://www.ag-berliner-u-bahn.de/index.php/museum













Dzisiaj w drodze do pracy przeczytałam bardzo interesujący tekst w Wysokich Obcasach. A mianowicie, był to wywiad z kanadyjską psycholożką Susan Pinker. Wywiad dotyczył tego, że tak naprawdę najważniejsze w życiu są kontakty międzyludzkie. I to takie ‘twarza w twarz’, nie online. Wywiad ten ogromnie mnie poruszył, zwłaszcza, że ostatnio jest to moją ogromną bolączką. Bardzo brakuje mi ludzi tutaj, w Berlinie. Ogromnie tęsknię za wpadaniem do siebie na herbatę, bądź wspolnmi spacerami do parku. Jakoś nie idzie nam zaprzyjaźnianie się tutaj. Mamy kilka znajomych rodzin, ale kontakty nasze nie są zbyt intensywne, wiadomo jak to jest: każdy pracuje, Berlin duży, więc długo się do siebie jedzie itp. Dwie rodziny z którymi się zaprzyjaźniliśmy, niestety wróciły do swoich krajów. I tak baaaaaardzo brakuje mi Przyjaciół moich!!! I ta samotność w Berlinie naprawdę mi doskwiera. Z drugiej strony, to odkąd pracuję na cały etat, to nie ma kiedy się spotykać. Wieczorem padam na twarz o godzinie 21, a weekendy traktuję jak nasz rodzinny skarb, w końcu mamy siebie dla siebie, nie trzeba się nigdzie spieszyć, można się naprzytulac do woli. Musze cos z tym zrobic, bo juz tak dluzej nie dam rady.

Jeszcze jedna rzecz w tym wywiadzie poruszyła mnie i dała do myślenia. Czy wiecie, co jest najważniejsze dla rozwoju dziecka (dla kompetencji językowych i sukcesów w nauce)? Nie, właśnie nie czytanie książeczek. Mianowicie zaś, wspólne jedzenie posiłków!!! Tak, to jest takie ważne. W tekście było zaznaczone, że nieważne, czy ten posiłek składa się z pizzy, czy z brokuła, ważny jest ten wspólnie spędzony czas! I rzeczywiście, gdy tak zaczęłam o tym myśleć, to moje dzieci zawsze domagają się, gdy coś jedzą, abyśmy usiedli koło nich przy stole. Jeśli jedzą akurat kolację, a ja właśnie wróciłam z pracy, to mówię: nie mogę, muszę: pozmywać/ugotować/posprzątać itp. Już nigdy tak nie zrobię. Nieporządek i tak mam, 10 minut tego nie zmieni :).

Serdecznie zachęcam do przeczytania tego artykułu, możecie znaleźć go pod tym linkiem

Moze ktos zechciałby podzielić się swoimi przemyśleniami na ten temat?

Pozdrawiam serdecznie!
Na Święta wybraliśmy się do Czech. Łukasz stwierdził: jedziemy do Czech, to świecki kraj, nie doświadczymy tam gorączki świątecznej, będzie spokój, pozwiedzamy sobie trochę. Mieliśmy również nadzieję na śnieg, niestety, nic z tego…

Po pierwsze, Czechy to rzeczywiście świecki kraj, ale bardzo poważnie traktujący swoje ustawowe dni wolne. 24.12 praktycznie nic nie było otwarte! Nie pozwoliłam rodzinie zjeść śniadania, bo znalazłam super śniadaniownię. Niestety na miejscu okazało się, że są zamknięci aż do Nowego Roku, podobnie jak 90% innych knajpek, barów, restauracji. Co po niektóre otwierały swoje drzwi 27.12, ale tak poza tym to nic. I to tak naprawdę nic, myśmy przeszli kawał drogi tego dnia, i naprawdę, nic nie znaleźliśmy, nawet piekarnie były pozamykane.
Trochę zdołowała nas ta pustka, brak atmosfery świątecznej jakiejkolwiek no i ani widu ani słychu śniegu. Rozważaliśmy nawet wyjazd dzień wcześniej. Na szczęście tego nie zrobiliśmy :).



O wikcie na Wigilię na szczęście pomyślałam wcześniej i zamówiłam catering dla nas. Bardzo miła rodzinna firma dostarczyła nam pyszne jedzenie. Wszystko było smaczne i domowe, dzieci miały oddzielne potrawy, a ja miałam butelkę przepysznego likieru. Dawno nie piłam czegoś tak smacznego :).

Liberec to takie dziwne miasto, jest cześć gdzie jest bardzo brzydko, ale również jest dzielnica, w której znajdują się przepiękne wille, piękne drzewa i jest bardzo przyjemnie.

Trochę sobie pozwiedzaliśmy i to co na pewno mogę polecić to wizytę w Galerii Regionalnej Liberec. Galeria ta mieści się w dawnej łaźni i jest bardzo ciekawie zaaranżowana. Dodatkowo jest część przeznaczona dla dzieci, gdzie przygotowano dla nich różne eksponaty i zadania.






Wjechaliśmy również na górę Jested, przeżycie fajne, zwłaszcza dla dzieci, ale na pewno przyjemniej byłoby latem. Pogoda bowiem była wietrzna, mała widoczność i dosyć ślisko.


Odwiedziliśmy też Muzeum Techniki (szumnie nazwane), no i cóż. Można odwiedzić w ramach ciekawostki i przez fanów starych samochodów, bowiem techniki to się tam za bardzo nie uświadczy.





Jeśli chodzi o jedzenie, to niestety nie doświadczyliśmy pysznej karczmianej Czeskiej kuchni. Wszystko co jedliśmy było mocno przeciętne. Zjedliśmy również posiłek na górze Jested i zachwytu również nie ma, chociaż tamtejsza kuchnia była rekomendowana w różnych przewodnikach.

Tu Kavárna Bez konceptu, jedna, jeśli nie jedyna otwarta.

Odnośnie naszych noclegów, to jak zwykle korzystaliśmy z airbnb i jak zwykle byliśmy bardzo zadowoleni. Mieszkaliśmy w miłym domu u Czeskiej rodziny, wszystko było przygotowane dla nas, a na dzieci czekały dwa pudła z zabawkami. Było to bardzo miłe, rodzina również była miła.

Niestety, jeśli chodzi o przejawy przyjaźni w stosunku do dzieci, to to by było na tyle. Z naszego doświadczenia wynika, że Czesi nie przepadają za dziećmi. Nie są dla nich za mili i my jako rodzina z dziećmi, czuliśmy się w wielu miejscach niemile widziani.

Trochę tak chyba brzmi ten mój wpis jakby to nie była za bardzo udana wycieczka. Ale to nieprawda, bardzo się cieszę, że tam pojechaliśmy, że spędziliśmy razem czas i pokazaliśmy dzieciom kolejny kawałek świata, każda podróż rozwija :).

Jednak za rok na pewno wybierzemy się na Polskie Święta do jakiejś agroturystyki. Niech będą kolędy, Mikołaj, barszcz i pierogi. To wszystko jednak ma niepowtarzalny urok :).
Wielkanoc już mamy zarezerwowaną, będzie malowanie pisanek :))).

Pozdrawiamy serdecznie! Niech ta wiosną w końcu się zacznie, bo w głowie mam pełno planów na wycieczki małe i duże po okolicy :). W tym roku zwiedzamy Niemcy! Może kogoś zachęcimy do wizyty u naszych sąsiadów, bo naprawdę warto :).
W ubiegły weekend wybraliśmy się do Muzeum Komunikacji. O tym muzeum opowiedział mi sąsiad z klatki obok, który ma dzieci w podobnym wieku jak nasze. Bardzo im się tam podobało, więc również postanowiliśmy to miejsce odwiedzić.


No i muszę napisać, że jest tam fantastycznie. Póki co, to moje ulubione muzeum w Berlinie, wszystkie eksponaty i multimedia, przygotowane naprawdę starannie. Również budynek w którym znajduje się muzeum jest przepiękny.




Na początku witają nas dwa roboty, znajdują się one w takim dużym holu po którym można biegać swobodnie, Marcel i Roma od robotów nie chcieli odejść, tak im się podobały :). Kolejnym naszym przystankiem było półpiętro na którym znajduje się bardzo wiele eksponatów, które dzieci mogą naciskać, dotykać, wyprobowywać, wsłuchiwać się i dobrze się bawić.





Na dalszych piętrach dla dzieci atrakcji jest już mniej, aczkolwiek bogactwo eksponatów i tak fascynuje nawet najmniejszych odwiedzających (kolekcję modeli statków, telefonów bądź pojazdów niemieckiej poczty). Nam dorosłym, również bardzo się tam podobało, aczkolwiek chciałabym tam również przejść się kiedyś bez dzieci. Muzeum jest naprawdę bardzo ciekawe a jednak trudno skupić się na czytaniu opisów, gdy trzeba wciąż pilnować biegające wokół wulkany energii :).



Gorąco polecam, można dowiedzieć się bardzo ciekawych rzeczy, np o historii poczty albo o tym jak działa poczta pneumatyczna, a nawet wypróbować samemu jej działanie. Gwarantuję również, że dzieci będą zachwycone. Muzeum znajduje się w samym centrum, więc odwiedziny można połączyc np. z wizytą w Checkpoint Charlie, który znajduje się 500m dalej.

Więcej informacji: http://www.mfk-berlin.de/
Godziny otwarcia: poń - zamknięte, sr-pt: 9-17, sb-nd: 10-18
Koszt: €4 osoba dorosła, dzieci do lat 18 wstęp darmowy

Pozdrawiamy!


Jakiś czas temu, jeszcze w zeszłym roku wybrałam się z Marcelkiem do Muzeum Straży Pożarnej.

Muzeum to znajduje się w komendzie Straży Pożarnej w Berlinie-Tegel. Miejsce to nie jest jakieś super nowoczesne i nie ma wiele eksponatów, których dzieci mogą dotykać, ale uważam, że warto to muzeum odwiedzić. Można dowiedzieć się ciekawych informacji na temat historii straży pożarnej, pooglądać różne ciekawe modele i np. obejrzeć pokój po pożarze, który na mnie zrobił wstrząsające wrażenie.







Marcelowi miejsce się podobało, mnie również :).

Więcej informacji na: http://www.feuerwehrmuseum-berlin.de/

Godziny otwarcia: wt i czw 9-16, sr 9-19, pt i sb 10-14

Cena biletu: normlny €5, ulgowy €2.5






W Berlinie pogoda nie najgorsza, temperatura oscyluje w okolicach 8 stopni. Czekamy na zimę, ale póki zima nie nadchodzi, szlajamy się w weekendy po muzeach :).

W minioną sobotę byliśmy w Muzeum Instrumentów Muzycznych. Raz w miesiącu odbywają się tam przedstawienia dla dzieci, my byliśmy na Calineczce.
Muszę napisać, że przedstawienie było fantastyczne. Był to teatr lalkowy z akompaniamentem muzyki barokowej. Wybraliśmy się z Marcela przyjacielem z przedszkola i chłopaki byli zachwyceni. Przedstawienie było w sam raz dla czterolatków. A to co nam, mamom, najbardziej się podobało, to poziom muzyczny przedstawienia. Muzyka była naprawdę wspaniała.




Po ‘Calineczce’ postanowiliśmy przejść się po Muzeum Instrumentów i tu niestety spotkało nas małe rozczarowanie. Bo mimo, że byliśmy z dziećmi, to dzieci w tymże muzeum nie są mile widziane - nie mogą nic dotykać, a wiadomo, mieli ogromną ochotę naciskać i grać na wystawionych instrumentach :).




Atmosfera tego muzeum przypomina takie stare muzea w Polsce, gdzie panie w kapciach chodzą i wszystkiego uważnie pilnują. Jednak podobało mi się, bo zbiory są imponujące a sam budynek bardzo interesujący.

W Muzeum znajduje się kawiarnia, gdzie można wypić kawę i zjeść ciasto.


Muzeum otwarte jest od wtorku do piątku w godzinach 9-17, a w czwartki do 20. W weekendy 10-17.
Bilety kosztują €6 i €3, a na przedstawienie €5 i nie trzeba już płacić za wstęp do Muzeum.

Wszystkie informacje mogą być znalezione tutaj: http://www.mim-berlin.de/

Pozdrawiamy!