Welcome to our website !

Blog dla podróżujących rodziców

Berlin z dziećmi, podróże z dziećmi, Berlin z dzieckiem

Pierwszy tydzień sierpnia spędziliśmy w Słowińskim Parku Narodowym i jego okolicach. Pojechaliśmy tam za radą koleżanki, która powiedziała, że pogoda jest wprawdzie nieprzewidywalna, ale za to jest przepięknie. I miała rację :). Pogoda była naprawdę w kratkę ale i tak było warto spędzić tam wakacje. Mało ludzi, puste plaże, piękne widoki. Spokojnie, mimo że był środek sezonu. Doskonałe miejsce na wycieczki rowerowe, bądź piesze wędrówki. Bardzo nam się podobało i jak nad polskie morze, to tylko tam. 
Zatrzymaliśmy się w Smołdzinie i z miejsca noclegowego również byliśmy bardzo zadowoleni.  Wynajęliśmy świeżo wyremontowane 100 metrowe mieszkanie w kamienicy. Bardzo przestronne, dobrze wyposażone, były nawet gry planszowe i 3 rowery do użytku. Właścicielka jest bardzo miła i pomocna. Na obiady można chodzić budynek dalej do "Agroturystyki u Jasi". Obiady te również z czystym sercem mogę polecić, porcje były akurat, wszystko było smaczne i świeże. A pierogi, hmmmm, pyszności :), można zamówić i kupić na zapas. No i cena: dwudaniowy obiad dla dorosłego 20zł, dla dzieci do lat 7, 10zł. 
Wykorzystując pogodę i niepogodę jeździliśmy na rowerach, sporo chodziliśmy oraz samochodem odwiedzaliśmy rożne interesujące miejsca. Oto, co udało nam się zobaczyć:

Rowokół - święta góra Słowińców. Jest to najwyższa góra w okolicy, na szczycie (110 m.n.p.m.) znajduje się wieża widokowa, na którą za niewielką opłata można wejść i podziwiać przepiękna panoramę okolicy. Przyjemny szlak rozpoczyna się w Smołdzinie i wiedzie przez las. Szlak jest łatwy i przyjemny, w końcowej fazie wchodzi się po schodach. 



Latarnia morska w Czołpinie, połączona ze spacerem na plażę - idzie się 1.2km od parkingu leśnego do latarni morskiej, a następnie jeszcze 0.9 km do plaży. Bardzo fajna wycieczka, idzie się lasem, z latarni jest super widok, a plaża prawie pusta. Dzieci były przeszczęśliwe, skakały przez fale i bawiły się w piasku, chociaż co prawda trochę zmarzły bo dosyć mocno wiało. Później można przejść się plażą do innego wyjścia i inna drogą wracać na parking, my tak właśnie zrobiliśmy. 



Jezioro Gardno - do jeziora Gardno dostęp z plażą jest niestety tylko w jednym miejscu. Niedaleko wsi Retowo znajduje się camping i tam można posiedzieć na plaży, pokąpać się bądź wypożyczyć sprzęt do windsurfingu albo zrobić grilla. Bardzo fajne miejsce i świetne miejsce na camping. My zrobiliśmy sobie tam grilla a dzieci oczywiście się wykąpały.





Żółty szlak rowerowy: Smołdzino - Kluki. Bardzo przyjemna droga rowerowa prowadząca wzdłuż kanału rzeki Łupawy, pośród pól i łąk. Dojeżdżamy przez Łokciowe do skansenu Słowińców w Klukach.




Można pojechać trochę dalej i dojechać do jeziora Łebsko, gdzie znajduje się wieża widokowa i pomost. Niestety nie ma żadnej plaży i dostępu do wody, więc nie można popływać. 




Skansen super, naprawdę fajnie przygotowane miejsce, cała wieś jest odtworzona tak jak to kiedyś było. Dla dzieci super frajda bo można wielu rzeczy dotknąć i spróbować (np zjeść gofry wypiekane na piecu). Można zobaczyć jak się wydobywa torf, pokarmić konie, poprać na tarze, pomóc przy robieniu butów dla koni (klump). Marcelowi bardzo się podobało. Na obiad można pójść do karczmy "U Dargosha", gdzie mają bardzo przyzwoite jedzenie. Ja zdecydowanie polecam zupę grzybową - była przepyszna. Na zwiedzanie skansenu najlepiej poświecić co najmniej pół dnia, jest sporo chodzenia i sporo do oglądania. Naprawdę warto!







To by było na dzisiaj tyle :). Pozostałe atrakcje opiszę w drugiej części, pozdrawiam serdecznie!
Witajcie! 
Właśnie wróciliśmy z wakacji,mąż pojechał z dziecmi nad jezioro a ja siedzę i wypoczywam no i mam trochę czasu na wpis na bloga :).

Wczoraj, po przejechaniu całej Polski wzdłuż pociągiem (Ropki - Szczecin), dotarliśmy do Berlina.
Wybrałam sie z dziecmi na samotne, dwutygodniowe wakacje i było super! Mam obecnie dużo czasu wolnego, pomyślałam, że prawdopodobnie to takie ostatnie moje długie wakacje i postanowiłam pojechać z dziećmi sama w siną dal :). Wybór padł na Beskid Niski, miejscowość Ropki, agorturystykę Swystowy Sad. Informacje na stronie internetowej potwierdzały, że wszystkie moje potrzeby zostaną zaspokojone: było na uboczu, przystosowane do goszczenia dzieci, z wyżywieniem i to wegetariańskim, brak telewizora, duże podwórko z placem zabaw i strumyk. 
Po przyjeździe nie zawiedliśmy się: było super :). Niestety pierwsze 3 dni lało jak z cebra i to nie było już takie super, bo na takim uboczu niełatwo zająć dzieci, jednak duży regał z książkami dla dzieci, gry planszowe i bajki w telefonie przyszły z odsieczą. Na szczęście wzięłam również dzieciom kalosze i zestaw przeciwdeszczowy więc i tak wychodziliśmy jak padało trochę mniej.


Najpierw tu zbieraliśmy malinki


A potem kamienie, ulubione zajęcie moich dzieci


Widok na jadalnię :)


Sucha buła musi być :)

Za to jak zaczęła się pogoda, to nastał dla nas cudowny czas :). Było wspaniale, zrywaliśmy dzikie maliny i poziomki, chodziliśmy na spacery, dzieci kąpały się w strumieniu, wspinały na drzewa, chowały w drewnianym domku przygotowanym z myślą o nich. Leżeliśmy na trawie, szukaliśmy motyli i robaków. To był taki sielski, przecudny czas i na pewno jeszcze do Swystowego Sadu wrócimy. 
Ogromnym plusem tego miejsca jest też to, że w sezonie letnim jest zawsze dużo dzieci, więc nikt się nie nudzi, dzieci bawią się razem.




Dzieci z Bullerbyn



Ah te łąki...


Ropki

Okolicy nie zwiedziliśmy, więc trudno mi coś napisać o okolicznych atrakcjach, bo jednak bez samochodu to człowiek jest trochę uziemiony, ale wcale nie żałuje, bo rzadko zdarza mi się pobyć tak w jednym miejscu, odciętej od cywilizacji i mnie również taki przystanek dobrze zrobił. Ruszyliśmy się tylko raz i to do Wysowej Zdrój, która była oddalona od Swystowego Sadu 5km. Małe miasteczko uzdrowiskowe, ładnie odnowiony park zdrojowy ale szału nie ma. Dla nas przygodą był powrót: mieliśmy wracać na piechotę (do Wysowej podwiozła nas gospodyni), Romka usnęła w nosidle a Marcel zaczął wspominać o bolących nóżkach. Chcąc go zmotywować do dalszej drogi, powiedziałam, że jak będziemy szli, to na pewno spotkamy jakiś samochód i spróbujemy go zatrzymać, żeby nas podwiózł. Marcelek zapalił się do tego pomysłu i był taki przekonywujący, że już pierwszy napotkany kierowca nas zabrał. Mojemu synkowi ta przygoda niezmiernie się podobała, po drodze jeszcze spotkaliśmy jaszczurkę, słyszeliśmy dzika i kąpaliśmy się w rzece, było super. A po powrocie zrobiliśmy jeszcze ognisko, więc dzieci były przeszczęśliwe.


Pijalnia wody w Parku Zdrojowym w Wysowej Zdrój



Kościółek w Wysowej Zdrój 

Jeszcze slow kilka o jedzeniu bo było naprawdę pyszne. Gotuje pani Gosia i jest mistrzynią. Marcel zazwyczaj więcej nie je niż je, a tu smakowało mu prawie wszystko, a najbardziej przepyszne zupy. Ah, no tak, nie wspominałam jeszcze o deserach - codziennie świeżo pieczone inne ciasto!

Najlepszą rekomendacją niech będzie to, że Marcel z miejsca gotowy był, gdy go o to zapytałam, przeprowadzić się do Swystowego Sadu :).

Serdecznie polecam, bo miejsce jest magiczne!




Nasz maj był bardzo intensywnym miesiącem. W każdy weekend gdzieś jeździliśmy i chyba mam już małą ochotę odpocząć sobie w domu. W ten weekend będzie nie inaczej, bo jedziemy na ślub do Łukasza przyjaciela. Marcela zabieramy ze sobą, a Romcia zostanie z babcią i cioteczką. Trochę się tym stresuję bo to będzie jej pierwszy raz bez nas tak długo. Tak, wiem że ona ma już 2.5 roku ale i tak się martwię :/.

Maj rozpoczął się wizytą naszej koleżanki z dwójką dzieci. Znamy się jeszcze z Łodzi, między Marcelkiem a Zuzia jest tylko 5 dni różnicy.  Pojeździliśmy trochę po Berlinie, pokazaliśmy nasze ulubione miejsca. Odwiedziliśmy również jedno nowe: w Ambasadzie Krajów Nordyckich otworzono czasowo bardzo fajne miejsce: wystawę inspirowaną szwedzkimi książkami. Było tam naprawdę świetnie. Sceny wyjęte z książek pobudzały dziecięcą wyobraźnię, maluchy znikały w rożnych zakamarkach. Udostępniono  również miejsce gdzie można było poczytać książki (było nawet kilka po polsku), poukładać puzzle bądź pograć w rożne gry.






Kolejny weekend spędziliśmy na majówce na ziemi lubuskiej. Piękna pogoda i cudowne krajobrazy, więcej szczegółów we wpisie tutaj :).

W międzyczasie Marcel miał piąte urodziny! Ja się tylko pytam, kiedy to zleciało?! Przecież niedawno był u mnie w brzuchu.


Także następny weekend był długim weekendem w Niemczech. Wybieraliśmy się do Świnoujścia, chcieliśmy pojeździć tam na rowerach, jednak prognoza pogody przepowiadała, że będzie padać, więc zrezygnowaliśmy. Zostaliśmy w Berlinie i zwiedziliśmy kilka okolicznych atrakcji. Odwiedziliśmy Werder, miasteczko położone nad rzeką Hawelą. Część tego miasteczka położona jest na wyspie na Haweli. Werder i okolice znane są z produkcji wina i z dużej ilości upraw warzyw i owoców. Co roku organizowany jest tam na początku maja festiwal kwitnących drzew. Samo Werder jest ładne i zadbane, ale nie jest oszołamiające. Jednak na miłą sobotnią wycieczkę jak najbardziej może być :).






Kolejnego dnia pojechaliśmy do Karls Erlebnis Dorf. Kiedy w Berlinie zaczynają pojawiać się budki w kształcie i kolorach truskawek, to wiadomo, że lato już blisko. W tych budkach sprzedawane są najlepsze truskawki w mieście. Ja nie wiem jak oni to robią, ale te truskawki są po prostu przepyszne, lepszych nie jadłam. Karls Erlebnis Dorf jest utrzymanym w klimacie wsi i farmy rodzinnym miejscem rozrywki. Znajduje się koło Berlina i wstęp tam jest darmowy. Tego dnia, którego przyjechaliśmy, było tam bardzo dużo ludzi i tak jak na początku byliśmy tym przerażeni, tak potem byliśmy zachwyceni i na pewno tam wrócimy. Miejsce jest świetnie przygotowane i estetycznie zbudowane głównie z drewna. Najpierw przechodzimy przez wielka halę, gdzie odbywa się sprzedaż rożnych truskawkowej specjałów (można podejrzeć produkcję cukierków bądź truskawkowej konfitury), a potem wychodzimy na jeden wielki plac zabaw. Można tam spokojnie spędzić cały dzień i nikt nie będzie się nudził. Można obejrzeć zwierzęta, zjechać z dłuuuugiej zjeżdżalni na worku od ziemniaków, przejechać się traktorem, porzucać balonami wypełnionymi wodą, pobujać się na oponie i skorzystać z wielu wielu innych atrakcji. Za niektóre się płaci symboliczne 2 bądź 3 euro, ale większość jest darmowa. Gorąco polecam!!!








Kolejny weekend spędziliśmy w Stepnicy. Musieliśmy odebrać przesyłkę ze Szczecina (bagażnik rowerowy - nie mogę się doczekać kiedy z niego skorzystamy w końcu), połączyliśmy więc przyjemne z pożytecznym i spędziliśmy sobotę i część niedzieli na wodą. W Stepnicy byliśmy już dwa lata temu (klik) i podobno nam się to, że pokoje mamy nad sama wodą, jest pusto i spokojnie. Drugą część niedzieli spędziliśmy w Szczecinie - w końcu odwiedziliśmy festiwal Kids Love Design i bardzo nam się podobało. Motywem przewodnim wystawy w Trafostacji Sztuki były zmysły. Super było to, że wszystkiego można było dotykać, wąchać, oglądać i bawić się. Ja również dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. W przyszłym roku też się na pewno wybierzemy.







No i ostatni tydzień maja spędziliśmy w Wielkopolsce w okolicach Sierakowa. Zachodnia Polska aż do przeprowadzki do Berlina była mi całkowicie nieznana. A szkoda, bo gdzie nie jedziemy w te rejony, to jesteśmy wprost zachwyceni. I tak też było tym razem. Dziewicze, piękne tereny, pełno lasów i jezior, szlaków pieszych i rowerowych. My pojechaliśmy tam gdyż nasi bliscy znajomi z Łodzi brali udział w triathlonie i chcieliśmy pokibicować :). Tomkowi udało się ukończyć zawody z bardzo dobrym wynikiem, a my byliśmy pod wrażeniem wszystkich zawodników i wróciliśmy do domu z małymi postanowieniami :). W niedzielę, w drodze powrotnej do Berlina, zajechaliśmy do miejscowości Prusim, gdzie znajduje się Olandia - skansen nad jeziorem. Świetne miejsce, spędziliśmy tam ponad 3 godziny. Jest tam wszystko czego potrzeba żeby miło spędzić czas z dziećmi - jezioro z dużą plaża, pomost, łódki, plac zabaw, zwierzęta a także restauracja z bawialnią dla dzieci. I nam i maluchom bardzo się tam podobało i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócimy w to miejsce.





Jak widzicie, nasz maj był super aktywny. Dzieci szczęśliwe, że spędzamy tyle czasu razem, my również. Tylko biedny Łukasz ciągle za kółkiem. Czerwiec zapowiada się trochę spokojniej. Mam nadzieję, że tak będzie, bo lato w Berlinie jest super, nic tylko pikniki urządzać i jeździć na wycieczki rowerowe.

Pozdrawiam gorąco z drogi do Łodzi!!!