Welcome to our website !

Blog dla podróżujących rodziców

Berlin z dziećmi, podróże z dziećmi, Berlin z dzieckiem




Miniony weekend był kolejnym weekendem bez Łukasza i czuję się po nim jakby przejechało po mnie 10 czołgów. Dzieci kochane, ale wymagające, każde chce aby to jemu poświęcić uwagę i to oczywiście dokładnie w tym samym momencie. Obydwoje lubią mieć coś do powiedzenia, a nie daj Boże, żeby Marcel zapomniał co chcial powiedzieć, to histeria na 10 minut murowana, ja z kolei nie chcę aby Roma była zakrzykiwana, więc staram udzielać im głosu po równo, co nie zawsze cieszy się uznaniem moich dzieci, każdemu wydaje się, że powiedziało mniej :).

U nas szykują się zmiany, bowiem w końcu znaleźliśmy mieszkanie! Nie mogę doczekać się przeprowadzki. Mieszkanie może nie jest idealne, ale jest duże i ma balkon, no i zostajemy na osiedlu, więc ominą nas przenosiny z przedszkola, czego bardzo chciałam uniknąć, bo dzieci zaaklimatyzowały się w naszym obecnym świetnie.
W związku z przeprowadzką czeka nas oczywiście bardzo dużo wydatków, bo mieszkanie będzie puste, a my mamy tylko parę szafek no i na szczęście lodówkę.Ale to nic, mogę przez kilka tygodni pomieszkać 'na walizkach', radość z dodatkowej przestrzeni przeważa bowiem wszystko. Yuhuuuu! :)))

Weekend spędziliśmy dosyć pracowicie, a mianowicie w sobotę byliśmy na pikniku dla Uchodźczyń organizowanego przez Anię Alboth z Family Without Borders. Pikinik odbył się już drugi raz i miał na celu przywitanie Pań Uchodźczyń i zrobienie czegoś specjalnie dla nich i ich dzieci. Było jedzenie, bardzo dużo darów, oprawa muzyczna i animacja najmlodszych. Przybyło bardzo dużo kobiet i dzieci i imprezę z pewnością można zaliczyć do udanych.

W niedzielę z kolei wybrałam się z dziećmi do planetarium na Wilmersdorf - Zeiss Planetarium, na projekcję dotyczącą gwiazd i planet. Mnie się bardzo podobało, ale dzieci niestety się nudziły, zwłaszcza Romcia. Marcel czasem zainteresował się tym co pani mówiła, ale głównie ciekawiły go rozkładane krzesła i ciemność :). Najfajniejsze było dla nich na końcu, gdy odbyła się symulacja jazdy kolejką górską, piszczeli z zachwytu :). W planach mamy teraz odwiedziny w Planetarium tuż obok nas, niedawno je ponownie otworzono po długim remoncie, może tam program będzie im bardziej odpowiadał.

Pozdrawiamy!



 Tak to wygladalo w srodku, projekcja byla naprawde swietna i pieknie przygotowana


 W cenie biletu byla rowniez mozliwosc popatrzenia przez teleskop

A tutaj plac zabaw inspirowany planetarium, znajduje sie on w parku obok.  
Czy Wasze soboty też zaczynają się zawsze strasznie? U nas to już jest niestety taka tradycja, Marcel w sobotę ma taki humor, a przez to później i Roma, że nic tylko zapakować ich w auto i gdzieś z nimi pojechać, żeby odreagowali złość na świeżym powietrzu.
Tak właśnie zrobiliśmy w ubiegły weeken, zapakowaliśmy dzieci i rowery i pojechaliśmy na północ Berlina nad jezioro Tegeler. W planach mieliśmy objechać jezioro, ale polegliśmy w starciu z rzeczywistością. Dzieci w samochodzie usnęły, a jak się obudziły, to były w takich humorach, że myśleliśmy, że parking to będzie jedyne co zobaczymy. Na szczęście udało nam się ich namówić chociaż na plac zabaw i po godzinie zabaw, wsiedliśmy w końcu na rowery. Daleko nie pojechaliśmy ale i tak las swoje zrobił. Kolorowe liście, piękny zapach i spokój, sprawił że wszyscy zrelaksowaliśmy się. Pięknie tam, a ścieżek rowerowych do wyboru, każdy znajdzie coś dla siebie, koniecznie musimy tam wrócić.








W niedzielę z kolei przyjechała w odwiedziny moja mama, dzieci były zachwycone, bardzo się ucieszyli z odwiedzin babci, wiec humory dopisywaly :). Pogoda była piękna, ale jakoś tak się ruszyć nie mogliśmy z domu i wyszliśmy dopiero późnym popołudniem. Pojechaliśmy do Wiesenpark na Marzahnie, dokładnie na przeciwko Ogrodów Świata. Wiesenpark nie jest takim tradycyjnym parkiem z wieloma drzewami i alejkami, raczej to takie pole z trawa, ale ja bardzo lubię takie miejsca. Jest bardzo dużo przestrzeni, człowiek czuje się wolny. W parku tym, popularną rozrywką jest puszczanie latawcow, pięknie wyglądały na błękitnym niebie. Znajduje się tam równiez bardzo fajny, duży plac zabaw o dosyć wysokim stopniu trodnosci. Świetne miejsce na niedzielny relaks.








We wrześniu mój mąż mnie miło zaskoczył i zabrał nas na bardzo fajna wycieczkę nad jezioro i do Centrum Edukacji Ekologicznej Ökowerk. Od nas trochę daleko, w Grunewald, w starych budynkach wodociągów,  znajduje się to ciekawe miejsce. Pzyjazne dzieciom, organizują warsztaty na różne tematy związane z natura, nam trafił się warsztat dotyczacy wody. Pani pokazywała ciekawe doświadczenia z związane wodą, a dzieci w nich czynnie uczestniczyły. Na terenie Ökowerk znajduje się kawiarnia, można tam również zjeść obiad, są ławki, ścieżki, ścieżka bosych stóp, gdzie przechodzi się przez różne przeszkoy bez obuwia, można pobawić się wodą, naprawdę bardzo miłe miejsce. A zaraz za płotem jest spokojne jeziorko, w którym można schłodzić się w upalny dzień. Bardzo sympatycznie i spokojnie, a jeszcze przy okazji można odwiedzić okoliczne, grunewaldzkie lasy.

Polecam!







Berlińska jesień się zaczęła i daleko jej w tym roku do złotej jesieni. Głównie pada i wieje, ale to nic, Berli oferuje masę rozrywek nawet na te pochmurne dni. W ciągu tygodnie nie mamy za dużo czasu, zaczęłam naukę w szkole, codziennie 8h, więc jak wracam do domu, to tylko obiad zrobić i z rodziną trochę czasu spędzić. Łukasz z kolei rozpoczął studia podyplomowe w Gdańsku, więc co drugi tydzień spędzamy oddzielnie. Przerwa w podróży sprawiła, że nasze życie jest dużo spokojniejsze i bardziej usystematyzowane. Kocham podróżować, planuje już wycieczki na przyszły rok, ale cieszę się, że mamy pory roku w których już tak nie da się jeździć bo taką chwila oddechu jest chyba każdemu potrzebna. No i można trochę oszczędzić, bo nie ma co się oszukiwać, podróże trochę kosztują, nawet te niskobudżetowe.
Jesteśmy też w trakcie poszukiwania mieszkania, codziennie przeglądam oferty i staram się nie załamywać i wierzę w to, że w końcu i nam się uda znaleźć przytulne gniazdko, chociaż w Berlinie, a już zwlaszczach na dzielnicach na których ja szukam, jest bardzo ciężko.

Po ostatniej mieszkaniowej porażce (odmówiono nam mieszkania z niewiadomych względów), na otarcie łez, zakupiłam sobie w końcu gofrownicę :). Dzieci są przeszczesliwe i mogłyby gofry jeść 3 razy dziennie :), a ja ćwiczę się w robieniu gofrów perfekcyjnych, wkrótce Romki urodziny i chciałabym, aby mali goście byli zadowoleni :).

Miniomy weekend był właśnie weekendem bez Łukasza, więc musiałam wymyślić jakieś atrakcje dla moich energicznych dzieci :), ale jak już pisałam powyżej, nie było trudno, raczej nie wiedziałam co wybrać :). Pogoda była całkiem całkiem więc w sobotę wybraliśmy się do parku.


 Romie sie przysnelo :)

Kleiner Tierpark

Kleiner Tierpark



A po tym się skakało i wydawało to dźwięki jakby się grało na cymbałkach. Świetna zabawa :)

Odwiedzilsmy dzielnicę Moabit, jedną z moich ulubionych dzielnic w Berlinie, prawie zupełnie nie znaną, a moim zdaniem podobnie ciekawą jak dzielnica Kreuzberg. Pracowałam na tej dzielnicy w mojej ostatniej pracy i przez 5 miesięcy udało mi się ją całkiem dobrze poznać. Z dziećmi pojechałam do parku Kleiner Tiergarten. Park ten był ostatnio całkowicie zrewitalizowany i jest bardzo przyjemnym miejscem na wizytę z dziećmi. Potem poszliśmy na Gozleme i zadowoleni wróciliśmy do domu, gdzie upiekliśmy chlebek bananowy, z tego przepisu. Wychodzi super smaczny, gorąco polecam :).. To był super dzień :).


W niedzielę z kolei wybraliśmy się do muzeum DDR.




Muzeum jest świetne, ale nie polecam w weekend, bo było milion osób. Muzeum znajduje się zaraz obok Berlińskiej katedry, w ścisłym centrum, więc pewnie znajduje się na liście "do zobaczenia" większości turystów.
Możemy tam zobaczy bardzo ciekawe stoiska opowiadające o takim codziennym życiu z DDR. Można dowiedzieć się wszystkiego: jak spędzano wakacje,jak wyglądał pokój przesłuchań, można przejrzeć się w lustrze i za sprawą specjalnej aplikacji zobaczyć się w lustrze w ubraniach z tamtych czasów. Jest nawet przygotowane modelowe mieszkanie, gdzie można otworzyć każda szafkę i zajrzeć w każdy kąt. Jeśli jesteście z mojego rocznika, to poczujecie się tam jak u babci w domu :).


Widok za oknem byl swietny, zmienial sie, czasem padal deszcz, jezdzily samochody

Imprezka

Dla dzieci wszystko było atrakcją i bardzo im się tam podobało, dla Marcela najbardziej ekscytująca była przejażdżka trabantem - na szybie wyświetlana jest droga na osiedlu, a w samochodzie można kierować, naciskać pedał gazu bądź hamulec i ma się złudzenie prawdziwej jazdy. W muzeum był też pokój przedszkolny, z zabawkami z tamtych lat, leżaczkami, na ścianie wisiał plan dnia, tam chyba spędziliśmy najwięcej czasu. Dzieci były bardzo zadowolone i ja również :). Trochę żałuję, nie udało mi się więcej poczytać, bo było tam zgormadzonych pełno ciekawostek.




Ponieważ pogoda była piękna, to po wyjściu z muzeum poszliśmy na plac pod Katedrą Berlińską, gdzie pan puszczał bańki, a wiadomo, że dzieci+bańki=szczęście, trochę czasu tam spędziliśmy i wróciliśmy do domu.





To był dobry weekend :)).
Pozdrawiam!!!

Niedawno odwiedziliśmy Bratysławę. Nasza wycieczka była bardzo udaną, chociaż gdy wysiedliśmy z autobusu wiozącego nas z lotniska, nasze uczucia były bardzo mieszane. Wszędzie było szaro, buro i ponuro. Otaczały nas niesympatyczne bloki i wystawy sklepów, które przywodziły na myśl odległe lata, trudno było uwierzyć, że dotarliśmy do stolicy państwa. Na dodatek nasz hostel okazał się okropny, mimo pozytywnych opini na booking.com. Na szczęście nadeszła noc, a rano obudziliśmy się z lepszą energią i optymizmem. Bratysława zaciekawiła nas i ja najchętniej zamieszkałabym w tym mieście na jakiś miesiąc, żeby poodkrywać jej rożne tajemnice i zejść z utartych szlaków. Stare miasto jest przepiękne, wspaniale odrestaurowane. Jednak, gdy tylko wychodzimy się za jego obręb, wkraczamy w inny świat. Komunizm - tak mocno nadal czuje się jego obecność, że człowiek czuje się jak w jakimś rosyjskim mieście. Jest to bardzo ciekawe doświadczenie.

Niewątpliwa zaletą Brati jest jej położenie - nad Dunajem, w bliskiej odległości 3 europejskich stolic, w Małych Karpatach, nieopodal austriackiego Parku Narodowego Łęgów Naddunajskich. Gdy znudzi się miasto, na pewno znajdziemy 101 atrakcji na aktywne spędzenie czasu. Nam bardzo podobała się ta różnorodność i chętnie z niej skorzystaliśmy. Oto atrakcje, które udało nam się zobaczyć:

Bibiana - fantastyczne miejsce dla dzieci, naprawdę warto je tam zabrać. Jest to centrum artystyczne dla dzieci, o rożnych wystawach tematycznych, które zmieniają się kilka razy do roku. Spędziliśmy tam 3h, a myśle, że moglibyśmy dłużej. Dzieci mogły naprawdę wiele: pobawić się w domku-ulu zrobionym z kartonu (swietny pomysl!), wypełnionym poduchami, układać wieże z dużych klocków, pobawić się w teatrze cieni, posluchac i zobaczyc rozne dźwięki, zgubić się w mini labiryncie. Była rownież wystawa przepięknych ilustracji japońskiej artystki.  Można było rownież pooglądać piękne książki i naprawdę miło spędzić czas. A wstęp kosztował nas tylko €3 dla całej naszej rodziny. Jeszcze raz mocno polecam!







Zamek Devin - przepiękne ruiny zamku z IX wieku. Pod zamkiem kupiliśmy Marcelowi procę i to był najlepszy prezent jaki mogliśmy mu sprawić :). Biegał po zamku i strzelał, bawił się w rycerza. Z zamku rozpościera się przepiękny widok, można również zaobserwować jak rzeka Morava wpada do Dunaju i jak obie rzeki płyną razem dalej. Z tego miejsca można sobie zaplanować kilka pieszych wędrówek, mieliśmy takie plany ale był taki upał, że pojechaliśmy nad jezioro.






Čuňovo -  znajduje się tam jezioro o bardzo czystej wodzie. Jedzie się tam jakieś 25min z centrum, trzeba kawałek dojść, ale myśle, że warto. Jeziorko znajduje się w lasku, pzaza jest kamienista, ale woda jest naprawdę czysta.



Wielki Drazdiak- jezioro w obrębie Bratyslawy na osiedlu Pietrzalka. Przyjemne miejsce na letnią kąpiel.


Hainburg nad Dunajem  - miasteczko po austriackiej stronie, położone w Parku Narodowym Łęgi Naddunajskie. Do miasteczka łatwo dojechać z centrum Bratyslawy autobusem miejskim za €1.5. Miasteczko jest ślicznie położone i zaczyna się w nim wiele szlaków pieszych i rowerowych. My przeszliśmy trasę Donaurundweg o długości 3km, a po drodze wykapaliśmy się w Dunaju. Woda była lodowata, ale moim dzieciom temperatura wody nigdy nie przeszkadza. Szlak jest bardzo przyjemny, Marcel pokonał go z łatwością. Trochę się wchodzi pod górę, ale głownie idzie się po prostej, myśle, że poziom trudności  jest łatwy. Nabraliśmy ochoty na więcej, chcielibyśmy po tym Parku Narodowym pojeździć na rowerach.





Detské múzeum - muzeum dzieci. Muszę napisać, że takie sobie. Nasze dzieci dobrze się tam bawiły, bo akurat tematem wystawy były służby miejskie - przygotowane zostały rożne wozy i można było się pobawić w strażaka, lekarza, policjanta. Były stroje w które można było się przebrać i dyspozytornia z której można było do siebie dzwonić i umawiać się na 'akcje'. Była rownież wystawa dotycząca recyklingu. Wszystko ciekawe, ale jak na 'muzeum' to trochę mało. Bilet rodzinny kosztuje €10.






I to by było na tyle. Oczywiście spacerowaliśmy po Starym Miescie, byliśmy na pysznych lodach i na tradycyjnym słowackim jedzeniu. Podczas naszego pobytu żar lał się z nieba, co wykańczało nas dosyć szybko. Dzieciom bardzo się podobało i mają ochotę na więcej. Myśle, że do Bratysławy na pewno jeszcze wrócimy i mam nadzieję, że uda nam się odkryć jeszcze więcej ciekawych miejsc.










Pozdrawiamy!