Welcome to our website !

Blog dla podróżujących rodziców

Berlin z dziećmi, podróże z dziećmi, Berlin z dzieckiem

Witajcie Kochani!
Ostatnio mało czasu na pisanie, w końcu rozpoczęłam prace.
Praca jak to praca - po rocznej przerwie znów trzeba się przyzwyczaić do jakichś ram czasowych w których się trzeba wyrobić :).
Rozpoczęłam prace - obsługa klientów różnych marek modowych. Praca przyjemna póki co, klienci trochę inni niż w poprzedniej pracy, mili współpracownicy.  No i w końcu mam prace, trochę już się martwiłam, ale na szczęście się udało. Łukasz przechodzi na tacierzyński, wiec wszyscy się z tego bardzo cieszymy.
Przez pierwszy tydzień pracuje po 8.5h, ponieważ mamy trening, ale już od przyszłego tygodnia przechodzę na 6h. I tak bardzo jestem wdzięczna losowi za ten luksus! W tym tygodniu, ze wzgledu na dojazdy (45min w jedna stronę) nie bylo mnie w domu az 10h! Koszmar! Ja naprawdę nie wiem, jak ludzie tak żyją i funkcjonują! Wychodziłam z domu o 8, wracałam po 18, wykończona. A maluchy tęskniły - trzeba sie zajac, obiad trzeba ugotować, a gdzie sprzątanie, czas dla męża? (o czas dla siebie nie pytam, bo ze wzgledu na dlugi czas spędzany w metrze, czasu dla siebie mam co niemiara - prawie kończę baaaardzo gruba ksiazke!!! nie zdarzyło się to już bardzo długo ;)). Łukasz radzi sobie niesamowicie, naprawdę, o nic nie muszę sie martwic. Ale dzieci są przyzwyczajone do mojej obecności i Romcia jak mnie widzi po takiej długiej rozłące, to wpros wpada w moje ramiona, a Marcelek dzisiaj miał potężny kryzys - nie idz do pracy, po co idziesz, zostań z nami. No i trochę ciezko mi bylo.
Niemniej jednak od poniedzialku zmiana, wiec powinno byc lepiej :).
Berlin caly czas zachwycający, okolice rowniez takie sie wydaja. Obecnie polujemy na jakąś używaną przyczepke do roweru, co bysmy mogli sobie na wycieczki jeździć. Niestety drogie to cholerstwo, a paradoksalnie mimo, ze to niemiecki wyrob, to w Polsce jest tanszy :).
Pozdrawiamy serdecznie!!!

A tak się bawią moje dzieci, jak mama jest w pracy :). W końcu mamy balkon!!! :)



Już prawie 3 tygodnie mijają naszej emigracji, czas na małe podsumowanie, takie tam luźne spostrzeżenia, uwagi, zdjęcia. Ku pamięci mojej.

1. Berlin
Niesamowite miasto, w którym czuję się świetnie. Póki co, nie wychylam nosa za bardzo poza Prenzlauer Berg, gdzie mieszkamy lecz codziennie odkrywam coś nowego, coś ciekawego. Często są to nowe, poukrywane place zabaw. Jestem nimi zachwycona, trochę podróżujemy, ale takich placów jak tutaj to chyba nigdzie nie ma. W większości są z drewna, co już na wejściu daje takie przyjemne uczucie. Każdy plac zabaw jest przemyślany. Nie ma miejsca na zapchaj dziury - one wszystkie są takie kreatywne, rozwijające, dziecko często musi się zastanowić nad urządzeniem, jak do niego podejść, jak się pobawić. No i woda, prawie na każdym placu zabaw jest miejsce z małą pompą do zabawy z wodą. Nie muszę chyba pisać, że tam gromadzi się zawsze najwięcej dzieci :).





2. Niemieckie rodzicielstwo
Uwielbiam obserwować ludzi, a że dużo czasu spędzamy na dworzu, a w szczególności na placach zabaw, mogę do woli obserwować rodziców z dziećmi. I nasuwa mi się taka myśl: tu dzieci mogą być po prostu dziećmi. Dzieciaki latają na bosaka, pół nagie (bo pomoczone wodą), brudne niemiłosiernie i nikt, absolutnie nikt się tym nie przejmuje. Ile razy pamiętam jak Marcel zdejmował buty u nas na placu zabaw i 1) rodzice patrzyli na mnie jak na wariatkę i 2) dzieci patrzyły na Marcela z zazdrością, a często było tak, że szły do rodziców i prosiły o zgodę na zdjęcie butów i słyszały co najmniej 5 powodów, dlaczego nie. Tu nie ma takich problemów :).

3. Niemiecka służba zdrowia
Co prawda nie mam na szczęście w tej kwestii za dużego doświadczenia, ale póki co, po wizycie Marcelka u lekarza, jest naprawdę pozytywnie. Po pierwsze, przychodnia była tylko pediatryczna, było tam miło, czysto, przyjemne i znajdował się tam mały pokój zabaw. Po drugie, w gabinecie lekarskim było dużo zabawek, co pomagało minimalizować stres przed badaniem. A po trzecie pani doktor była naprawdę przemiła, przedstawiła się, podała rękę, z szacunkiem zwracała się do Marcela. No a po czwarte, przepisany antybiotyk był kompletnie za darmo!






4. Jaglanka
To taka zdrowa kasza, ale ja jakoś nigdy nie mogłam się do niej przekonać, podobnie Marcel, chociaż starałam mu się ją podawać na wiele sposobów. Aż trafiłam na ten przepis i jest bosko! koniecznie spróbujcie, wszystkim smakował :))). PRZEPYSZNY.




5. Puzzle
Marcel zaczął interesować się puzzlami! Prze długi okres czasu, w ogóle go one nie interesowały, a jak próbowaliśmy z nim układać, to zupełnie mu to nie wychodziło i bardzo nie chciał. Aż trafiliśmy na puzzle Haba. Są one bardzo proste, jest duży wybór i ciekawa tematyka - każdy znajdzie coś dla swojego dziecka. Marcel ostatnio układa je dwa razy dziennie i bardzo się cieszę, bo widzę ile radości i satysfakcji mu to daje. Jaki jest z siebie zadowolony, że układa je sam, że poprawnie łączy elementy, zawsze widzę na jego twarzy takie maksymalne skupienie. Jutro idziemy po kolejne puzzle. A te mamy i serdecznie jest polecam dla początkujących dzieci:



6. Rutyna
Gdy Marcel był malutki, nie wierzyliśmy w rutynę. Wydawało nam się, że najważniejsze, aby był cały czas z nami, nieważne jaki to czas i godzina. Pogoda sprzyjała (urodzony w maju), nigdy nie miał ustalonego planu dnia.
Z kolei z Romą było zupełnie inaczej, urodzona w listopadzie, siłą rzeczy pierwszy miesiąc praktycznie cały przesiedziała w domu. Sypiała spokojnie w swoim łóżeczku całe dnie, jej tryb życia można było z łatwością ustalić.
Od prawie dwóch tygodni jestem tu zupełnie sama. Ale tak zupełnie sama, żadnych znajomych, rodziny, no nikogo. Tylko ja i dwójka małych dzieci.
Pierwszy dzień był koszmarem. Dzieci od jakiegoś czasu spały na zmianę. Gdy był Łukasz, to z Bogiem sprawa - jedno zostawało ze śpiącym w domu, a drugie szło  na spacer. No ale ja sama stanęłam przed perspektywą dwóch tygodni bez ani jednej minuty dla siebie - tak, nawet wieczorem, bowiem Marcel do tej pory usnął sam tylko jeden raz przez te trzy lata :). No i postanowiłam to zmienić, poprzestawiać ich trochę, aby drzemka popołudniowa Marcelka pokrywała się z drugą drzemką Romci i co? Udało się!!! :) Od tygodnia, mamy ustalony rytm dnia, świetnia nam idzie trzymanie się go i doszło do tego, że Marcel zaczął po wieczornej bajce sam zasypiać! Trochę protestuje, ale udaje się. Zaczął też ładnie jeść (z czym również zawsze mieliśmy problem) i generalnie funkcjonuje nam się ostatnio fenomenalnie! Nigdy tak nie było! A ja nigdy nie pomyślałabym, że rutyna, plan dnia może działać takie cuda. Dobrze, że udało mi się to odkryć po prawie trzech latach :))).





Trochę długi ten wpis, także tego, kiedyś go dokończę :).

Pozdrawiam serdecznie!!!



Wakacje się skończyły i nadszedł czas na podsumowania :).
Oto kilka użytecznych informacji na temat Teneryfy, jeśli ktoś się tam wybiera na wakacje, na pewno się przydadzą.

Opieka zdrowotna

Koniecznie trzeba zabrać ze sobą Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego – wydawana jest od ręki w regionalnym oddziale NFZ, trzeba tylko przynieść ze sobą potwierdzenie ubezpieczenia z pracy. Z tą kartą nie ma najmniejszego problemu aby zostać przyjętym do lekarza na Teneryfie. Podczas wizyty trzeba mieć również ze sobą dokument tożsamości. W recepcjach zazwyczaj panie nie mówią po angielsku, ale spokojnie można się porozumieć na migi J. Lekarze po angielsku mówią troszkę, ale to też nie problem, gdyż bardzo się starają, aby się porozumieć. Gdy wykupuje się leki w aptece, to również koniecznie trzeba pokazać EKUZ – leki są refundowane i to bardzo. Marcel miał infekcję dróg moczowych, pani doktor przepisała nam antybiotyk i paracetamol, zapłaciłam 2.5 euro, tak, to nie pomyłka, dla nas też to był szok po cenach leków w Polsce J.

Jedzenie, pieluchy, itp.

Ceny artykułów spożywczych są wyższe niż w Polsce. Ziemniaki potrafią kosztować 1.5euro za kg. Generalnie jest drożej i nic na to się nie poradzi. Praktycznie wszystkie produkty można tutaj znaleźć, czego ja nie znalazłam, to seler i pietruszka, a z przypraw ziele angielskie J, jeśli ktoś planuje sobie tutaj sam gotować, to polecam wziąć przyprawy ze sobą z domu. Mięso również jest dosyć drogie, ale rzeźnik tutaj to prawdziwy fach, ludzie, którzy tam pracują naprawdę znają się na swojej robocie i mięso jest tutaj przepyszne.
Pieluchy są tutaj droższe i tańsze, ja polecam dodot basico – duża paczka, 48 pieluch kosztuje ok. 9 euro (te pieluchy oczywiście należą do tych tańszych) i są to naprawdę porządne pieluchy. Jeśli chodzi o mleko modyfikowane, to na pewno nie ma tutaj mleka Hipp. Nie ma za to problemu z różnymi deserkami w słoiczkach, czy obiadkami. Również w każdej aptece jest duży dział ze smoczkami, mlekami, kaszkami i butelkami.

Transport

Na całej wyspie działa siatka połączeń firmy autobusowej TITSA. Autobusami można dojechać praktycznie wszędzie, opłata naliczana jest (podobno) od przejechanego kilometra, ale zdarzyło nam się zapłacić za tą samą trasę, tym samym autobusem różną cenę. Bardzo opłaca się kupić sobie kartę BONO, kosztuje ona 15 bądź 30 euro i te pieniądze są do wykorzystania na przejazdy z 30% zniżką, dodatkowym atutem karty jest to, że jeśli się przesiadamy, to bilet na następny autobus jest sporo tańszy – ok. 50%.
Jedynym minusem autobusów jest to, że zazwyczaj jeżdżą po wszystkich pipidówach i zatrzymują się praktycznie na każdym przystanku, więc jeśli ktoś jest ograniczony czasowo, to stanowczo polecam wynajem samochodu.
My wynajęliśmy samochód z firmy CICAR – jest to firma, która działa tylko na Wyspach Kanaryjskich i jest naprawdę godna polecenia. A wiem co mówię, szukałam samochodu tutaj parę dni. Trzeba naprawdę czytać warunki umowy, bo później mogą się wyłonić różne nieprzyjemne fakty, np.: polityka paliwowa – dostajemy auto z pełnym bakiem, mamy zwrócić z pustym i płacimy firmie za ten bak, ale nie, nie normalną cenę, tylko przy aucie ekonomicznym jest to kwota rzędu 80 – 100 euro, i tutaj, na Teneryfie, większość firm praktykuje taką politykę. Kolejna rzecz, która mnie zdziwiła, to w cena za wynajęcie fotelika dziecięcego – 72 euro za 11 dni wynajmu, no ludzie, przecież to lekka przesada. Na szczęście trafiłam na stronę CICAR, a tam samochód w dobrej cenie, polityka paliwowa normalna – wzięli od nas depozyt za pół baku paliwa 18 euro i fotelik gratis. Obsługa na lotnisku była super,  także z czystym sercem mogę polecić.

Pogoda

Pogoda w miesiącach grudzień, styczeń jest umiarkowana – nie ma żadnych upałów, temperatura utrzymuje się na poziomie ok 25 - 28 stopni, jest bardzo przyjemnie. Ale radzę zabrać ze sobą parę ciepłych rzeczy, zwłaszcza na poranki i wieczory, bo wtedy jest naprawdę chłodno – ok 9 stopni – gdy nie ma słońca, robi się naprawdę zimno. Krem przeciwsłoneczny i czapka również są wskazane.

Plaże

Plaże zazwyczaj są piaszczyste, z czarnym piaskiem, co na początku wydaje się dziwne i ma się wrażenie, że ten piasek brudzi. Ale nie brudzi i po dniu spędzonym na takiej plaży można się przyzwyczaić J. Plaże są zazwyczaj strzeżone – jest ratownik, można również za 3 euro wynająć sobie leżak. Woda jest ciepła – 20 stopni (ale ja i tak ani razu się nie wykąpałam :))

Znaczki

Radzę uważać, gdyż prócz poczty hiszpańskiej – Correos, gdzie znaczki kosztują 75 centów (Europa), działają jeszcze EasyPost (80 centów) i SwissPost (85 centów) – wszystkie te znaczki można kupić w sklepach z pamiątkami, ale dwóch ostatnich firm można mieć problem ze znalezieniem skrzynek, długo się nachodziłam zanim znalazłam EasyPost skrzynkę, a nikt Cię nie informuje jakiej firmy znaczki Ci sprzedaje. 









I to by na razie było na tyle, jak ktoś ma jakieś pytania odnośnie innych aspektów, proszę pisać :)

 


No i nasze kanaryjskie wakacje dobiegają końca, już tylko parę dni zostało nam aby cieszyć się słoneczkiem i gromadzić witaminę D.

Ostatnie dni są bardziej intensywne, bo przyjechał Tato Łukasza i chcemy mu tu jak najwięcej pokazać.

Wjechaliśmy na Teide – widoki niesamowite, chłopaki pokonali szlak El Reparo – Garachico, o którym niedługo napiszę, byli również w Loro Parku oraz w górach Anaga. A ja miałam w końcu dzień tylko dla siebie :). Poszłam na przepyszny obiad do restauracji ekologicznej La Mana w Puerto i naprawdę było warto, na deser miałam przepyszną pana cotę waniliową polaną domowymi konfiturami z truskawek. Akurat niestety bateria mi wysiadła w aparacie i nie mogłam zrobić zdjęć, ale było przepyszne. A  potem pan na plaży zrobił mi masaż – pełen relaks :)

Szkoda będzie wyjeżdżać, ale z drugiej strony stęskniłam się już za rodziną i przyjaciółmi i za takim normalnym życiem, własną kuchnią i swoimi kątami. 

No i do pracy trzeba kiedyś wrócić :)

Na koniec trochę zdjęć, miłego popołudnia!!!


 Teide jest wszędzie

 Górski kogut :)

 Morze chmur

Widok z Teide
 Los Rebalejos

 La Orotava

 Anaga

 La Orotava

 La Orotava

Po męczącym szlaku :)

Na plaży w Los Christianos


 A kto zgadnie co tak kwitnie?


 Anaga