Welcome to our website !

Blog dla podróżujących rodziców

Berlin z dziećmi, podróże z dziećmi, Berlin z dzieckiem


W zeszły wtorek polecieliśmy na wakacje do Włoch. Oczywiście jak to zwykle bywa, obiecywaliśmy sobie, że będzie spokojnie i jak najmniej w samochodzie, a ja będę codziennie zdawała relację z wyprawy. Jest jednak  trochę inaczej i dzisiaj mamy poniedziałek, a tu pierwszy wpis dopiero :). No nic, czas nadgonić zaległości.

Przylecieliśmy z Łodzi do Bergamo i planujemy zostać we Włoszech 11 dni. Wypożyczyliśmy samochód, odlot do Polski mamy z Rzymu, więc mamy do przejechania w prostej linii ok 700km (już przejechaliśmy 1200km), a że nie zawsze nocujemy po drodze, to sporo więcej.

W Bergamo nocowaliśmy w Central Hostel BG (http://www.centralhostelbg.com/) - lądowaliśmy bardzo późno, więc nie było innego wyjścia (resztę noclegów korzystamy z couchsurfing.org). Jest to bardzo przyjemny hostel w samym centrum, śniadanie jest wliczone w cenę. Hostel jest dosyć drogi – 50 euro za dwie osoby w dormitorium 6-ścio osobowym. Dziecko do lat 3 nie płaci. 


W Bergamo trochę sobie połaziliśmy po starym mieście, jest urocze. Marcel pokąpał się w fontannie, a na końcu trafiliśmy do miłego parku w którym był mały plac zabaw.

Następnie udaliśmy się do Parku Suardi (poleciła nam go pani w informacji turystycznej) i naprawdę warto się tam z dzieckiem udać. Jest super – świetna fontanna w której się można popluskać, ogromny plac zabaw na którym dziecko w każdym wieku znajdzie coś dla siebie, staw z rybkami, zakątek, gdzie były kaczki, kury, gęsi a nawet wygrzewający się na słońcu żółw. Jest nawet toaleta – mini domek dla dzieci do lat 5. Marcel bawił się w tym parku świetnie.

Po zabawie wykończony usnął, a my zaczęliśmy zbierać się do drogi – mieliśmy do przejechania aż 200km do Modeny, gdzie czekał na nas nasz host Mirco.

Niestety nie zdecydowaliśmy się na autostradę i bardzo tego żałowaliśmy, droga jest brzydka, monotonna i zagmatwana, bardzo długo nam zajął dojazd i ogólnie negatywnie to przeżyliśmy . Na miejsce dotarliśmy dopiero ok 23. Więc się tylko przywitaliśmy, do łóżka i spać :).

Pozdrawiamy i do napisania! 


włoska kuchnia jest super




park na starym mieście


uwielbiam takie urocze warzywniaki, kiedyś otworzę taki w Łodzi :)




kibelek dla dzieci

 ptaszarnia




W końcu, po dwóch miesiącach w domu, ruszyliśmy się :)! Dla mnie dwa miesiące było już stanowczo za długo i niecierpliwie przebierałam nóżkami, by w końcu gdzieś się wyjechać. Nasz cel: Norwegia.
O wyborze Norwegii, jak to zwykle bywa, zadecydowały bardzo tanie bilety lotnicze do Bergen. W dwie strony zapłaciliśmy za naszą trójkę tylko 300zł.
Jeśli chodzi o Norwegię, to czytałam sobie wcześniej trochę na temat tego kraju, że porządek, że pięknie, że dużo pada i że okropnie drogo. Ale tak sobie myślałam, eh, okropnie drogo, to pewnie tak do wytrzymania, jakoś damy rade, w Anglii niby też jest drogo. Zastanawiałam się nad wzięciem zapasów jedzeniowych, ale w końcu zrezygnowałam i jedyne, co zabralam  to paczka pieluch, słoiczki dla Marcelka na każdy dzień, płatki na śniadanie i mokre chusteczki. No i bardzo żałowałam, że tylko tyle rzeczy zabrałam. Tam jest rzeczywiście OKROPNIE drogo. Na szczęście, przez 4 dni byliśmy goszczeni przez moją koleżankę Marysię, a więc objadaliśmy ich lodówkę i korzystaliśmy z polskiej gościnności :). 





Każdemu kto wybiera się do Norwegii, a tam nie zarabia bądź nie jest mega bogaty, polecam wykupienie dodatkowego bagażu i wzięcie jedzenia na cały pobyt. Przykładowe ceny: bochenek chleba w piekarni 20zl, drożdżówka z cynamonem 17zl, dwa(!) naleśniki w knajpce 60zl. No, to resztę sobie można wyobrazić. Noclegi również nie należa do najtańszych, w hostelu (YMCA hostel,  świetne warunki dla dzieci, jest salka, gdzie jest wielka szafa z zabawkami, klockami i samochodzikami), w którym niestety już nie było dla nas miejsca, jest to koszt 100zł od osoby, w 8-osobowej sali, a my spaliśmy na kwaterze prywatnej, w przepięknym mieszkaniu za 300zł za noc. No, to to by było na tyle narzekania, bo...
Norwegia jest przepiękna! i ja tam kiedyś wrócę! jak tylko Łukasz znajdzie sobie pracę na platformie wiertniczej w norweskiej firmie :))).



Jak juz wczesniej pisalam, przez 4 dni byliśmy u Marysi i Rafała, w wiosce, która nazywała się Sande. Sande jest malutkie, nie jeżdżą tam żadne autobusy, najbliższy sklep jest oddalony o 15 km, ale za to jest tam ślicznie - chodziliśmy sobie na spacery, a w którą stronę się nie ruszyliśmy, to zaraz droga się kończyła i wychodziliśmy na śliczną zatoczkę. Mieliśmy niebywałe szczęście, że na przeciwko naszego domku bylo przedszkole - był tam plac zabaw, masa zabawek i popołudniami nikogo tam nie było, a brama była otwarta. Marcel był wniebowzięty - cały czas z rodzicami, dużo zieleni, przestrzeni do gry w piłkę i pusta droga po której można było biegać.







Po 4 dniach, promem dostaliśmy się do Bergen. Tam również pogoda nam dopisała (a podobno jest to najbardziej deszczowe miasto w Europie - raz pod rząd lało 83 dni) i trochę sobie pospacerowaliśmy oraz wjechalismy kolejką na Floyen (szczyt o wysokości 399m, jeden z siedmiu otaczających Bergen)
Bergen jest cudne - bardzo zadbane, urokliwe, pełne drewnianych śłicznych domków, wszędzie są kwiaty, bardzo nam się podobało. No i pełno tego, czego nam tak strasznie brakuje w Łodzi - lasy, szlaki piesze, zatoczki - dla wielbicieli spędzania czasu na świeżym powietrzu - raj.
Na Floyen znajduje się bardzo fajny plac zabaw - prawie całkowicie wykonany z drewna, Marcelowi bardzo się tam podobało. Niedaleko znajduje się również park Trolli.



Chwilę przed odlotem byliśmy również na targu rybnym i w Bryggen, Marcelowi na targu bardzo podobały się krewetki (?).

Podsumowując naszą wyprawę - na pewno czuję niedosyt i na pewno do Norwegii wrócę. Nawet powiesiłam sobie mapkę na szafie i codziennie na nią patrzę. Chciałabym wyruszyć na szlak z plecakiem na plecach, namiotem, śpiworem i całym ekwipunkiem i wbić się w te odludne tereny.
Ale to może kiedyś jak zaciśniemy pasa i sobie na tą wyprawę sporo zaoszczędzimy :).

Dzisiaj chciałabym Wam napisać o moim ostatnim, bardzo ciekawym odkryciu.
A mianowicie o pomarańczach z Sycylii i różnych innych pysznościach.

 Któregoś tam wieczoru, jak Marcel smacznie spał, jak zwykle buszowałam w internecie i trafiłam na taki bardzo ciekawy wpis na blogu:

http://ziolowyzakatek.com.pl/o-ludziach-kochajcych-je-najlepszej-oliwie-z-oliwek-i-czerwonych-pomaraczach/

a że jestem niepoprawnym łakomczuchem i uwielbiam świeże, sezonowe produkty, najlepiej ekologiczne, czym prędzej udałam się na stronę tej farmy:

http://www.incampagna.pl/jak_pracujemy/sprzedaz_bezporednia/

No i czym prędzej zamówiłam sobie swoje własne coubotto :) .



 Wszystko jest po prostu przepyszne!!!

A zamówiłam:

- awokado (3.5 kg) - nigdy nie jadłam lepszego, po prostu rozpływa się w ustach
- świeżą oliwę (1l) - ma mocny, intensywny smak, super do każdej sałatki
- cytryny (2kg) - już robiłam z nimi i ciasto i babeczki (tak żeby się nawet skórka nie zmarnowała), bardzo aromatyczne
- pomarańcze (5kg) - pomarańcze to największy hicior - wyglądają bardzo niepozornie, ale po prostu rozpływają się w ustach, są słodkie, pyszne, po prostu niebo w gębie :), a do tego krwisto czerwone, nie jadłam jeszcze nigdy tej odmiany, pyszne w sałatce z mozarella i rukolą
- miody z kwiatów pomarańczy - smaczne - ale nie czuję żadnej szczególnej nuty smakowej, Marcel uwielbia kanapki z tym miodkiem
- mydło - jeszcze nie otworzone

Zachęcam mocno do zakupów, bo naprawdę warto. Za tą paczkę zapłaciłam  268  już z przesyłką. W niektórych miastach działają grupy zakupowe (np. w Krakowie) i można sobie zamówić np tylko 3kg pomarańczy :) - na spróbowanie. Ja żałuję, że u nas w Łodzi nie ma.
Zamówienia można składać raz w miesiącu i nowa tura jest aktualnie otwarta. Zamówienia można składać do 13 marca.
Same pyszności, naprawdę warto :)).

Pozdrawiam! I idę zjeść pomarańczkę :).



Marcel jest bardzo dziwnym dzieckiem jeśli chodzi o jedzenie, nigdy nie mogę dojść do tego, od czego to zależy, że raz zjada cały talerz zupy z mięsem i makaronem, a innego dnia nawet nie chce tego spróbować.

Przyznam szczerze, że odżywianie mojego synka powoduje u mnie dużo frustracji. Najgorzej jest jak gotuję, stram się, przyrządzam super posiłki ze zdrowych, ekologicznych produktów, a Marcel nawet nie chce na nie spojrzeć. Jestem wtedy bardzo zła. Dodatkowo, mój syn nie ma najmniejszych problemów z jedzeniem z żłobku - myślę, że wpływ na to ma również to, że wszystkie dzieci jedzą, to on też.
Sytacja z niejedzeniem powodowała we mnie tyle niezdrowych emocji, że postanowiłam wyluzować: owszem, gotuję, ale już niczego nie wmuszam i nie złoszczę się. Jak Marcel nie chce jeść, to sama zjadam. I co? Zaczął jeść, więc to chyba wszystko w głowie siedzi :).

Chciałabym się z Wami podzielić pomysłem na zdrowe przekąski dla dzieci. My w ogóle nie dajemy małemu słodyczy. Wiadomo, że jak jesteśmy w gościach, czy ktoś mu coś da, to pozwalamy, ale jest to naprawdę bardzo mocno ograniczone. Do picia zaś dajemy mu ziołowe herbatki ekologiczne, słodzone miodem - bardzo smakują.

Przekąski:
- rodzynki
- żurawina
- pestki dyni
- pestki słonecznika
- chrupki kukurydziane
- suszone morelki
wszystko to zazwyczaj mieszam i kładę w małej miseczce na widocznym miejscu, Marcel sobie podjada, w drugiej miseczce kroję zaś różne owoce na małe kawałki:
- banany
- pomarańcze
- gruszki
- jabłka
a także marchewkę

Polecam, wszystko zdrowe i wartościowe, a także słodkie - dziecko już naprawdę nie ma ochoty na słodycze :).

Ostatnio też wyszukałam fajny przepis na ciepłą przekąskę z marchewki:

4 -5 marchewek obieramy, kroimy na talarki, wkładamy do naczynia żaroodpornego, a następnie dodajemy olej kokosowy, zmielony kumin, sół i pieprz i dokładnie mieszamy. Ustawiamy piekarnik na 190 stopni i pieczemy tak długo aż marchewka jest miękka i trochę zaczyna się zawijać.
Nowy, ciekawy smak.
Naprawdę smaczne dla małych i dużych, Marcel bardzo lubi :).

Chciałabym również polecić świetną książkę ze zdrowymi, zróżnicowanymi przepisami dla dzieci:
'Odżywiaj dziecko w zgodzie z naturą' Bożena Żak-Cyran


  Wiele przepisów już wypróbowałam i wszystko jest pyszne, zdrowe i pożywne!

  A Wy, jakie macie pomysły na zdrowe przekąski?


Dzisiaj odbyliśmy naszą pierwszą wizytę u dentysty, no cóż, napiszę tylko, że nie zakończyła się ona sukcesem.

Chciałabym jednak w tym poście zarekomendować poradnię stomatologiczną w której byliśmy, może być to przydatna informacja dla mieszkanek Łodzi :).

W związku z tym, że Marcel od pewnego czasu miał żółty osad na zębach, postanowiłam pójść się skonsultować z lekarzem stomatologiem.

Pedontologia - czyli stomatologia dziecięca znajduje się w Łodzi w Instytucie Stomatologii Uniwersytetu Medycznego na Pomorskiej.

Pierwsze zaskoczenie: szybki termin, dzwoniłam we wtorek, wizyta na czwartek, super!

Drugie zaskoczenie: bardzo miły pan w rejestracji.

Trzecie zaskoczenie: obok pokoju w którym dzieci były leczone - kącik, z dywanem i zabawkami,
stolikiem, kolorowankami i kredkami, świetnie!

Czwarte zaskoczenie: lekarka, student i pan pielęgniarz: przemili, uśmiechnięci, wprowadzający bardzo fajną atmosferę.

Niestety Marcel nie docenił tych wszystkich atutów i jak tylko zobaczył panią w białych rękawiczkach, to wpadł w taką histerię, że nie sposób było go uspokoić. Nie chciał zębów pokazać, dotknąć się w ogóle nie pozwolił. Pani na szczeście dojrzała nasz problem i powiedziała, że to nic poważnego, tylko osad i spróbują go wyczyścić. Ale nie udało się to oczywiście, więc żeby nie zniechęcać małego pacjenta na przyszłość - zaniechaliśmy. Mamy się pojawić za 3 miesiące.

W jednym słowie: polecam!!! Miło, profesjonalnie i przyjemnie, a rzadko chyba można coś takiego napisać o przychodni stomatologicznej! :)


W przedostatnim numerze Wysokich Obcasów (których jestem namiętną czytaczką) jest bardzo ciekawy artykuł o dobrostanie.

Nie będę się tu szczegółowo rozpisywać, o treści artykułu, każdego zainteresowanego zapraszam tutaj:

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,13366518,Saamah_Abdallah__zamiast_zajmowac_sie_mierzeniem_produktu.html

To, co najbardziej mi się spodobało w tym tekście, to opracowane '5 dróg do dobrostanu' przez nef (neweconomics.org). Zadanie to było zlecone przez rząd Wielkiej Brytanii, a następnie ulotki z tymi poradami były rozdawane obywatelom. Liverpool posunął się dalej i zorganizował rok dobrego samopoczucia i wywiesił te porady w wielkim formacie na ulicach. Jak czytam o takich pomysłach, to czasem brakuje mi UK! Super po prostu. Porady są proste, czasem wydają nam się oczywiste, ale czy aby na pewno? Często zapominamy co naprawdę daje nam radość w życiu i że nie są to pieniądze i dobra materialne (oj tak tak wiem, nie neguję tego, że pieniądze są potrzebne do odczuwania dobrostanu, chodzi mi o to, że nie potrzeba nam ciągle więcej i więcej :).

Ja wpadłam na pomysł, że przetłumaczę te porady i wywieszę u siebie na klatce :)


A tutaj '5 dróg do dobrostanu' w wersji oryginalnej i moje tłumaczenie, jeśli ktoś ma jakieś sugestie, to bardzo proszę o komentarz :))). Zamieszczam też parę przykładowych ulotek. Nie mogę się doczekać jak wywieszę je dzisiaj!!! :)))





Bądź w aktywny.


Idź na spacer lub pobiegaj. Wyjdź na zewnątrz. Idź na rower. Pograj w grę. Popracuj w ogródku. Potańcz. Ćwiczenia sprawiają, że czujesz się dobrze.  A co najważniejsze – odkryj rodzaj aktywności, który sprawia Ci najwięcej radości i jest na poziomie Twoich możliwości. 




Ucz się, poznawaj…



Spróbuj czegoś nowego. Odkryj na nowo stare zainteresowania. Zapisz się na kurs. Zmień zakres swoich obowiązków w pracy. Napraw rower. Naucz się jak grać na instrumencie bądź naucz się gotować swoje ulubione jedzenie. Wyznacz sobie cel, który będziesz z radością osiągał. Uczenie się nowych rzeczy, sprawia, że jesteś bardziej pewien siebie, a także sprawia dużo radości. 



Bądź w kontakcie…



Bądź w kontakcie w ludźmi wokół siebie. Z rodziną, przyjaciółmi, sąsiadami. W domu, pracy, szkole, lokalnej społeczności. Pomyśl o tym, jak o podstawie swojego życia i zainwestuj w rozwój swoich relacji. Budowanie relacji międzyludzkich wzbogaci i wspomoże  każdy dzień Twojego życia.


Dawaj...

Zrób coś miłego dla przyjaciela bądź dla kogoś obcego. Podziękuj komuś. Uśmiechnij się. Zostań wolontariuszem. Dołącz się do jakiejś społeczności. Patrz na zewnątrz, ale również wewnątrz siebie. Świadomość, że Twoje szczęscie jest związane z szerszą społecznością może być niesamowicie satysfakcjonujące i tworzyć więzi z ludźmi wokół Ciebie.

no i z tym ostatnim zdaniem mam problem, nie wiem jak to do końca przetłumaczyć, jakieś pomysły?



Bądź uważny...

Bądź ciekawy. Dostrzegaj piękno. Zauważaj rzeczy niezwyczajne. Zwróć uwagę na zmieniające się pory roku. Rozkoszuj się chwilą, nieważne czy idziesz do pracy, jesz obiad czy rozmawiasz z przyjaciółmi. Bądź świadom świata wokół siebie i tego jak się właśnie czujesz. Zastanawianie się nad swoimi doświadczeniami pomoże Ci zrozumieć co jest dla Ciebie ważne.



 




Wakacje się skończyły i nadszedł czas na podsumowania :).
Oto kilka użytecznych informacji na temat Teneryfy, jeśli ktoś się tam wybiera na wakacje, na pewno się przydadzą.

Opieka zdrowotna

Koniecznie trzeba zabrać ze sobą Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego – wydawana jest od ręki w regionalnym oddziale NFZ, trzeba tylko przynieść ze sobą potwierdzenie ubezpieczenia z pracy. Z tą kartą nie ma najmniejszego problemu aby zostać przyjętym do lekarza na Teneryfie. Podczas wizyty trzeba mieć również ze sobą dokument tożsamości. W recepcjach zazwyczaj panie nie mówią po angielsku, ale spokojnie można się porozumieć na migi J. Lekarze po angielsku mówią troszkę, ale to też nie problem, gdyż bardzo się starają, aby się porozumieć. Gdy wykupuje się leki w aptece, to również koniecznie trzeba pokazać EKUZ – leki są refundowane i to bardzo. Marcel miał infekcję dróg moczowych, pani doktor przepisała nam antybiotyk i paracetamol, zapłaciłam 2.5 euro, tak, to nie pomyłka, dla nas też to był szok po cenach leków w Polsce J.

Jedzenie, pieluchy, itp.

Ceny artykułów spożywczych są wyższe niż w Polsce. Ziemniaki potrafią kosztować 1.5euro za kg. Generalnie jest drożej i nic na to się nie poradzi. Praktycznie wszystkie produkty można tutaj znaleźć, czego ja nie znalazłam, to seler i pietruszka, a z przypraw ziele angielskie J, jeśli ktoś planuje sobie tutaj sam gotować, to polecam wziąć przyprawy ze sobą z domu. Mięso również jest dosyć drogie, ale rzeźnik tutaj to prawdziwy fach, ludzie, którzy tam pracują naprawdę znają się na swojej robocie i mięso jest tutaj przepyszne.
Pieluchy są tutaj droższe i tańsze, ja polecam dodot basico – duża paczka, 48 pieluch kosztuje ok. 9 euro (te pieluchy oczywiście należą do tych tańszych) i są to naprawdę porządne pieluchy. Jeśli chodzi o mleko modyfikowane, to na pewno nie ma tutaj mleka Hipp. Nie ma za to problemu z różnymi deserkami w słoiczkach, czy obiadkami. Również w każdej aptece jest duży dział ze smoczkami, mlekami, kaszkami i butelkami.

Transport

Na całej wyspie działa siatka połączeń firmy autobusowej TITSA. Autobusami można dojechać praktycznie wszędzie, opłata naliczana jest (podobno) od przejechanego kilometra, ale zdarzyło nam się zapłacić za tą samą trasę, tym samym autobusem różną cenę. Bardzo opłaca się kupić sobie kartę BONO, kosztuje ona 15 bądź 30 euro i te pieniądze są do wykorzystania na przejazdy z 30% zniżką, dodatkowym atutem karty jest to, że jeśli się przesiadamy, to bilet na następny autobus jest sporo tańszy – ok. 50%.
Jedynym minusem autobusów jest to, że zazwyczaj jeżdżą po wszystkich pipidówach i zatrzymują się praktycznie na każdym przystanku, więc jeśli ktoś jest ograniczony czasowo, to stanowczo polecam wynajem samochodu.
My wynajęliśmy samochód z firmy CICAR – jest to firma, która działa tylko na Wyspach Kanaryjskich i jest naprawdę godna polecenia. A wiem co mówię, szukałam samochodu tutaj parę dni. Trzeba naprawdę czytać warunki umowy, bo później mogą się wyłonić różne nieprzyjemne fakty, np.: polityka paliwowa – dostajemy auto z pełnym bakiem, mamy zwrócić z pustym i płacimy firmie za ten bak, ale nie, nie normalną cenę, tylko przy aucie ekonomicznym jest to kwota rzędu 80 – 100 euro, i tutaj, na Teneryfie, większość firm praktykuje taką politykę. Kolejna rzecz, która mnie zdziwiła, to w cena za wynajęcie fotelika dziecięcego – 72 euro za 11 dni wynajmu, no ludzie, przecież to lekka przesada. Na szczęście trafiłam na stronę CICAR, a tam samochód w dobrej cenie, polityka paliwowa normalna – wzięli od nas depozyt za pół baku paliwa 18 euro i fotelik gratis. Obsługa na lotnisku była super,  także z czystym sercem mogę polecić.

Pogoda

Pogoda w miesiącach grudzień, styczeń jest umiarkowana – nie ma żadnych upałów, temperatura utrzymuje się na poziomie ok 25 - 28 stopni, jest bardzo przyjemnie. Ale radzę zabrać ze sobą parę ciepłych rzeczy, zwłaszcza na poranki i wieczory, bo wtedy jest naprawdę chłodno – ok 9 stopni – gdy nie ma słońca, robi się naprawdę zimno. Krem przeciwsłoneczny i czapka również są wskazane.

Plaże

Plaże zazwyczaj są piaszczyste, z czarnym piaskiem, co na początku wydaje się dziwne i ma się wrażenie, że ten piasek brudzi. Ale nie brudzi i po dniu spędzonym na takiej plaży można się przyzwyczaić J. Plaże są zazwyczaj strzeżone – jest ratownik, można również za 3 euro wynająć sobie leżak. Woda jest ciepła – 20 stopni (ale ja i tak ani razu się nie wykąpałam :))

Znaczki

Radzę uważać, gdyż prócz poczty hiszpańskiej – Correos, gdzie znaczki kosztują 75 centów (Europa), działają jeszcze EasyPost (80 centów) i SwissPost (85 centów) – wszystkie te znaczki można kupić w sklepach z pamiątkami, ale dwóch ostatnich firm można mieć problem ze znalezieniem skrzynek, długo się nachodziłam zanim znalazłam EasyPost skrzynkę, a nikt Cię nie informuje jakiej firmy znaczki Ci sprzedaje. 









I to by na razie było na tyle, jak ktoś ma jakieś pytania odnośnie innych aspektów, proszę pisać :)