Welcome to our website !

Blog dla podróżujących rodziców

Berlin z dziećmi, podróże z dziećmi, Berlin z dzieckiem

W miniony weekend bardzo chcieliśmy pojechać do Szklarskiej Poręby, pojeździć trochę na nartach i pocieszyć się zimą. Niestety finanse i różne inne czynniki nam na to nie pozwoliły i zostaliśmy w Berlinie.
To jest nasza trzecia zima w Berlinie i muszę napisać, że najładniejsza. W końcu napadał śnieg i można było pójść z dziećmi na sanki, no i tak ładnie się zrobiło :).


W sobotę postanowiłam wybrać się z Marcelem do muzeum. Dawno już nie byliśmy a zostało jeszcze kilka miejsc na mojej liście do odwiedzenia :). Odwiedziliśmy Märkisches Museum. Jest to muzeum opowiadające o historii Berlina, mieści się w bardzo ciekawym budynku zaprojektowanym w latach 1899-1908 i wyglądającym jak zamek. Muzeum obecnie niestety nie oferuje wiele atrakcji dla dzieci (część przeznaczona dla dzieci jest obecnie w przebudowie) i nie jest interaktywne, ale i tak uważam, że nasza wizyta była udana. Dzieci zawsze poznają coś nowego i mogą się czegosc nauczyć. Marcelowi oczywiście bardzo podobała się sala z mieczami, strzelbami i zbrojami, ale nie tylko. W muzeum znajduje się taka machina, gdzie siada się i patrzy przez lornetki na zmieniające się obrazy, na których pokazane są zdjęcia Berlina z dawnych czasów. Dla mojego syna było to bardzo ciekawe zobaczyć jak wyglądało kiedyś miasto w którym obecnie mieszka. Obok muzeum znjaduje się mały park i plac zabaw, więc po wizycie można się iść wybiegać :).











Więcej informacji znajdziecie na: http://www.stadtmuseum.de/maerkisches-museum
Muzeum czynne jest: Wt - Ndz 10-18
Bilety kosztują: €4 (do 18 roku życia wstęp jest darmowy)


W niedziele z kolei wybraliśmy się na sanki! Ale szaleństwo było :). Pojechaliśmy do Volkspark Prenzlauer Berg, bo z naszej poprzedniej wizyty latem zapamiętałam, że jest tam fajna górka, która na pewno nada się idealnie na zjazd na sankach. I tak właśnie było :). Co prawda górka nie była jakoś szczególnie przygotowana i była trochę zarośnięta, ale i tak można było sobie z niej pozjeżdżać. Nasze dzieci z niej jednak nie zjezdzaly bo trochę się bałam ich puścić samych z takiej wysokości, nie był to jednak problem bo dookoła było więcej mniejszych górek. Ale fajnie było, od razu przypomniał mi się czas mojego dzieciństwa, górka pod blokiem i godziny spędzone na sankach. A potem jak wracało się do domu ze zmarzniętymi policzkami na ciepły obiad :). Szkoda, że tego śniegu tu tak mało i tak krótko, mam nadzieję że jeszcze popada!




Pozdrawiam serdecznie!
Oczywiście post gotowy od dawna, ale dopiero dzisiaj się zebrałam żeby go umieścic :).

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!!!

W poniedziałek (3 października) był dzień zjednoczenia Niemiec, w całych Niemczech święto narodowe, a dla nas długi weekend. Mieliśmy już kupione na ten czas bilety samolotowe do Rzeszowa i bardzo chcieliśmy odwiedzić Bieszczady jesienią, ale niesprzyjająca prognoza pogody sprawiła, że postanowiliśmy zmienić nasze plany. Wybraliśmy się po raz drugi w okoliceJeleniej Góry, w Góry i Pogórze Kaczawskie. Byliśmy tu już w zeszłym roku, prawie w tym samym czasie i bardzo nam się ten rejon Polski spodobał. Tym razem wzięliśmy rowery i cieszyliśmy się, że będziemy mogli te rejony odkrywać rownież z tej perspektywy. Na pogodę nie możemy narzekać, zaczęło robić już się chłodniej, ale padało tylko w nocy a dni były ładne. Dolny Śląsk podoba mi się szalenie. Urocze wsie, piękne zamki, dworki i pałace, ciekawe legendy i piękne krajobrazy. Jest co odwiedzać i mam nadzieję, że będziemy tu wracać każdej jesieni. 
Tym razem rownież zatrzymaliśmy się w Gościńcu pod Grusza, gdzie zostaliśmy jak poprzednim razem bardzo miło ugoszczeni. Stosowaliśmy się tradycyjnie w Villi Grecie, gdzie jest po prostu przepysznie. Nawet Marcel, który nie wszystko je, był po prostu zachwycony pierogami ruskimi. Raz stolowaliśmy się rownież w Browarze Miedzianka, przyjemne miejsce, jedzenie poprawne. 

Podworko Villi Grety

A oto miejsca, które udało nam się odwiedzić:

Kolorowe jeziorka w Rudach Janowickich - ścieżka edukacyjna, która nam średnio przypadła do gustu. Bardzo oblegana, co było dużym minusem i niewarta przejścia do końca. Początkowy odcinek szlaku, do jeziorka błękitnego jest ciekawy, ale potem robi się żmudny i nudny. Nie polecam. Po szlaku udaliśmy się na obiad do browaru w Miedziance i było w porządku chociaż nie tak smacznie jak w Grecie. Miedzianka to takie miesteczko, które już prawie nie istnieje, kilka domów, stary kościół i miejsca ze zdjęciami, jak tam kiedyś wyglądało. Bo Miedzianka była kiedyś pięknym miejscem, dlaczego wiec zniknęła? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Filip Springer w książce: 'Miedzianka. Historia znikania'. Bardzo polecam ta książkę, bo jak zwykle jest świetnie napisana i skłania do refleksji. Uwielbiam twórczość Springera. 






Browar Miedzianka




Kosciol w Miedziance


Następnego dnia atrakcje wymyślał mój mąż i wymyślił bardzo fajny szlak rowerowy. Pojechaliśmy czescia Petli Agatowej . Co prawda myślałam, że szybko wrócę do domu, bo podjazd na początku trasy był karczemny ale dałam radę trochę podjeżdżając, a trochę podchodząc :). Jechaliśmy przez urocze wsie i miasteczka, po drodze zatrzymaliśmy się na lody i krówki. A wracając trafiliśmy na malinowe pole, na którym właściciel pozwolił nam najeść się do syta malinami. Jaaaaaakie te maliny były pyszne. 










Ostatniego dnia z kolei weszliśmy na Czartowskie Skaly, skąd rozpościerał się piękny jesienny widok na okolice. Później pojechaliśmy do Jeleniej Góry, wzięliśmy udział w czarnym proteście, a ja musiałam odpowiedzieć Marcelkowi na kilka ważnych pytań. Pod koniec dnia udaliśmy się jeszcze na spacer zielonym szlakiem w kierunku Gościnca PTTK „Perła Zachodu”. I to było piękne zwieńczenie naszej wycieczki. Dzieci w drodze powrotnej spały mocno, bardzo zadowolone z naszego wspólnego czasu. 













Góry Kaczawskie i okolice są naprawdę super i gorąco polecam te rejony każdemu. Pozdrawiam!



Miniony weekend był kolejnym weekendem bez Łukasza i czuję się po nim jakby przejechało po mnie 10 czołgów. Dzieci kochane, ale wymagające, każde chce aby to jemu poświęcić uwagę i to oczywiście dokładnie w tym samym momencie. Obydwoje lubią mieć coś do powiedzenia, a nie daj Boże, żeby Marcel zapomniał co chcial powiedzieć, to histeria na 10 minut murowana, ja z kolei nie chcę aby Roma była zakrzykiwana, więc staram udzielać im głosu po równo, co nie zawsze cieszy się uznaniem moich dzieci, każdemu wydaje się, że powiedziało mniej :).

U nas szykują się zmiany, bowiem w końcu znaleźliśmy mieszkanie! Nie mogę doczekać się przeprowadzki. Mieszkanie może nie jest idealne, ale jest duże i ma balkon, no i zostajemy na osiedlu, więc ominą nas przenosiny z przedszkola, czego bardzo chciałam uniknąć, bo dzieci zaaklimatyzowały się w naszym obecnym świetnie.
W związku z przeprowadzką czeka nas oczywiście bardzo dużo wydatków, bo mieszkanie będzie puste, a my mamy tylko parę szafek no i na szczęście lodówkę.Ale to nic, mogę przez kilka tygodni pomieszkać 'na walizkach', radość z dodatkowej przestrzeni przeważa bowiem wszystko. Yuhuuuu! :)))

Weekend spędziliśmy dosyć pracowicie, a mianowicie w sobotę byliśmy na pikniku dla Uchodźczyń organizowanego przez Anię Alboth z Family Without Borders. Pikinik odbył się już drugi raz i miał na celu przywitanie Pań Uchodźczyń i zrobienie czegoś specjalnie dla nich i ich dzieci. Było jedzenie, bardzo dużo darów, oprawa muzyczna i animacja najmlodszych. Przybyło bardzo dużo kobiet i dzieci i imprezę z pewnością można zaliczyć do udanych.

W niedzielę z kolei wybrałam się z dziećmi do planetarium na Wilmersdorf - Zeiss Planetarium, na projekcję dotyczącą gwiazd i planet. Mnie się bardzo podobało, ale dzieci niestety się nudziły, zwłaszcza Romcia. Marcel czasem zainteresował się tym co pani mówiła, ale głównie ciekawiły go rozkładane krzesła i ciemność :). Najfajniejsze było dla nich na końcu, gdy odbyła się symulacja jazdy kolejką górską, piszczeli z zachwytu :). W planach mamy teraz odwiedziny w Planetarium tuż obok nas, niedawno je ponownie otworzono po długim remoncie, może tam program będzie im bardziej odpowiadał.

Pozdrawiamy!



 Tak to wygladalo w srodku, projekcja byla naprawde swietna i pieknie przygotowana


 W cenie biletu byla rowniez mozliwosc popatrzenia przez teleskop

A tutaj plac zabaw inspirowany planetarium, znajduje sie on w parku obok.  
Czy Wasze soboty też zaczynają się zawsze strasznie? U nas to już jest niestety taka tradycja, Marcel w sobotę ma taki humor, a przez to później i Roma, że nic tylko zapakować ich w auto i gdzieś z nimi pojechać, żeby odreagowali złość na świeżym powietrzu.
Tak właśnie zrobiliśmy w ubiegły weeken, zapakowaliśmy dzieci i rowery i pojechaliśmy na północ Berlina nad jezioro Tegeler. W planach mieliśmy objechać jezioro, ale polegliśmy w starciu z rzeczywistością. Dzieci w samochodzie usnęły, a jak się obudziły, to były w takich humorach, że myśleliśmy, że parking to będzie jedyne co zobaczymy. Na szczęście udało nam się ich namówić chociaż na plac zabaw i po godzinie zabaw, wsiedliśmy w końcu na rowery. Daleko nie pojechaliśmy ale i tak las swoje zrobił. Kolorowe liście, piękny zapach i spokój, sprawił że wszyscy zrelaksowaliśmy się. Pięknie tam, a ścieżek rowerowych do wyboru, każdy znajdzie coś dla siebie, koniecznie musimy tam wrócić.








W niedzielę z kolei przyjechała w odwiedziny moja mama, dzieci były zachwycone, bardzo się ucieszyli z odwiedzin babci, wiec humory dopisywaly :). Pogoda była piękna, ale jakoś tak się ruszyć nie mogliśmy z domu i wyszliśmy dopiero późnym popołudniem. Pojechaliśmy do Wiesenpark na Marzahnie, dokładnie na przeciwko Ogrodów Świata. Wiesenpark nie jest takim tradycyjnym parkiem z wieloma drzewami i alejkami, raczej to takie pole z trawa, ale ja bardzo lubię takie miejsca. Jest bardzo dużo przestrzeni, człowiek czuje się wolny. W parku tym, popularną rozrywką jest puszczanie latawcow, pięknie wyglądały na błękitnym niebie. Znajduje się tam równiez bardzo fajny, duży plac zabaw o dosyć wysokim stopniu trodnosci. Świetne miejsce na niedzielny relaks.